But I still search for Your sweet lips...
Jeśli tak - jakie? Skąd? Dlaczego? Kiedy?
Jeśli nie - dlaczego?
Hmmm... Lubię. Oczywiście, że tak, choć zależy jeszcze, jakie. Do tego miana zaliczono też filmy, których w życiu nie nazwałabym komediami (np. Oczy anioła, Jak w niebie - skandynawskie, Ostre słówka, Jagodowa miłość) bądź filmy, które prócz głównego romansowego wątku i żywej fabuły mają też głębię (Leila i Nick / Barfuss, Czasem słońce czasem deszcz, Amelia). No i takie zwykłe, do pośmiania się, powczuwania się w bohaterów, pouśmiechania się do szczęśliwych zakończeń (Kate i Leopold). Albo i takie, w których się zanudzasz na śmierć i jednoześnie zaśmiewasz się z żałosności... (Śluby panieńskie, Tylko mnie kochaj, Don, Alfie, Zmierzch). Albo takie, w których zagłębiasz się w romans, lecz i związaną zeń tajemnicę (Dom nad jeziorem) bądź klimat (Czekolada).
Co widać w powyższych przykładach, oglądałam z różnych miejsc. Bollywoodzkie... Polskie... Niemieckie i snakdynawskie, amerykańskie. Nawet Chiny gdzieś tam się znalazły.
Najniżej oceniam współczesne polskie filmy z tego gatunku. Masowo grający w tych produkcjach Zakościelny (okej, ładny - lubię go z Kryminalnych) nie zachęca jednak grą, ale nade wszystko - fabuła, do diaska. Te wszystkie "Lejdisy, Testosterony" i inne celulity też mnie odpychają. Oglądnęłam jedno z powyższych w całości. na siłę.
Jeden plus tych nowych, zakościelno-płciowych polskich komedii... Nawet dwa: wyrabiają gust i jako jedne z nieliczych, mają nieprzekręcone tytuły.
Odnośnie powyższego - ach, jak wiele może zepsuć banalny tytuł - "Ostre słówka" są tego dobrym przykładem. Obejrzałam film dawno, dawno i nieźle mną kopnął, oczywiście na płytce, z napisami i angielskim tytułem ino. Gdy uzupełniałam filmweba, szczęka mi opadła. Było tyle możliwości nazwania tego. Jeśli już tłumacz nie był w stanie przełożyć na coś ładnie brzmiącego Upside of anger, mogło być Kometa Halley'a, chociażby; gdybym obejrzała film znów, pewnie zmnalazłabym masę innych określeń. Ale ten tytuł pasuje, jak dla mnie, do banalnej komedii opartej na różnicy charakterów. Ajej, ajej.
Także Jagodową miłość nieco skiepsczyli. Choć to może być subiektywne odczucie - to, co podsuwa mi tytuł My blueberry nights jest jak dla mnie o wiele trafniejsze, niż Jagodowa miłość.
No dobrze, napisałam, że polskie są najniżej. A dalej? To zależy od tego, czego w danym momencie oczekuję. Nie mam nic przeciwko amerykańskim komediom romantycznym o standardowej dwudziestej z groszami; miła rzecz na odreagowanie zmęczenia po dniu (inna rzecz, że oglądam telewizję rzadko). Nie miałabym więc też pewnie nic przeciw Donowi (Bollywood), gdybym nie zabrała się za niego na nocce "mafijnej". Nieźle nam rozwalił klimat. A K. zarzekała: to już ostatni raz jak tańczą, przysięgam! - za każdym z siedmiu czy iluś tam tańców.
Bollywood może być, ale tylko przy odpowiednim nastawieniu. Na coś lekkigo, ciepłego, rodzinnego.
Z USA trzeba się mieć na baczności. Mają i przyzwoite produkcje, do pośmiania się, ewentualnego powzdychania czy pojęczenia - lecz i filmy bardzo przeciętne, do bólu schematyczne, nudne, proste.
Tam, gdzie pobrzmiewa Francja, już oczarowuje brzmienie języka, gra barw i klimat (w każdym razie z mych doświadczeń). Ameia, Jagodowa miłość, Drobnym wyjątkiem jest tu Anthony Zimmer i ewentualnie Le Divorce, ale tam wciąga co innego. Sięgam po francuskie kom.rom., gdy chcę odrobiny czegoś ambitniejszego. Odrobiny myślenia. Wiązania faktów. Przykucia oczu do monitora i śledzenia pilnego filmu, a nie "wyjdę do ubikacji podczas filmu i nie przeszkodzi mi to oglądać" (USA).
Z produkcjami Niemców i Skandynawów wiele do czynienia nie miałam - podobało mi się szwedzkie Jak w niebie i niemiecki Barfuss - są specyficzne, proste, lecz urokliwe w swej przyziemności. Podobnie jak parę innych filmów innych gatunków z tych krajów. Na takie najczęściej mam ochotę.
Specyficzne bardzo zdawały mi się młodzieżowe fantaso-romansidła z Dalekiego Wschodu. Azjaci mają doprawdy dziwny humor w takich produkcjach (np. Biały smok). Taki... Totalnie nieeuropejski sposób myślenia, coś, co u nas jest banałem i dowcipowym sucharem, u nich jawi się jako świetny żart. Pominąwszy już kwestię gry aktorskiej. I efektów specjalnych. I... Dobra, rozgadałam się, przerwijmy wyliczankę
A Wy? Jakie komedie romantyczne oglądałyście, lubicie/nie lubicie, jakieś przemyślenia odnośnie krain, z których pochodzą? Sposobu prowadzenia akcji, przedstawiania bohaterów, związanych z konkretnymi produkcjami lub państwami?
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl natalia97.keep.pl
Jeśli nie - dlaczego?
Hmmm... Lubię. Oczywiście, że tak, choć zależy jeszcze, jakie. Do tego miana zaliczono też filmy, których w życiu nie nazwałabym komediami (np. Oczy anioła, Jak w niebie - skandynawskie, Ostre słówka, Jagodowa miłość) bądź filmy, które prócz głównego romansowego wątku i żywej fabuły mają też głębię (Leila i Nick / Barfuss, Czasem słońce czasem deszcz, Amelia). No i takie zwykłe, do pośmiania się, powczuwania się w bohaterów, pouśmiechania się do szczęśliwych zakończeń (Kate i Leopold). Albo i takie, w których się zanudzasz na śmierć i jednoześnie zaśmiewasz się z żałosności... (Śluby panieńskie, Tylko mnie kochaj, Don, Alfie, Zmierzch). Albo takie, w których zagłębiasz się w romans, lecz i związaną zeń tajemnicę (Dom nad jeziorem) bądź klimat (Czekolada).
Co widać w powyższych przykładach, oglądałam z różnych miejsc. Bollywoodzkie... Polskie... Niemieckie i snakdynawskie, amerykańskie. Nawet Chiny gdzieś tam się znalazły.
Najniżej oceniam współczesne polskie filmy z tego gatunku. Masowo grający w tych produkcjach Zakościelny (okej, ładny - lubię go z Kryminalnych) nie zachęca jednak grą, ale nade wszystko - fabuła, do diaska. Te wszystkie "Lejdisy, Testosterony" i inne celulity też mnie odpychają. Oglądnęłam jedno z powyższych w całości. na siłę.
Jeden plus tych nowych, zakościelno-płciowych polskich komedii... Nawet dwa: wyrabiają gust i jako jedne z nieliczych, mają nieprzekręcone tytuły.
Odnośnie powyższego - ach, jak wiele może zepsuć banalny tytuł - "Ostre słówka" są tego dobrym przykładem. Obejrzałam film dawno, dawno i nieźle mną kopnął, oczywiście na płytce, z napisami i angielskim tytułem ino. Gdy uzupełniałam filmweba, szczęka mi opadła. Było tyle możliwości nazwania tego. Jeśli już tłumacz nie był w stanie przełożyć na coś ładnie brzmiącego Upside of anger, mogło być Kometa Halley'a, chociażby; gdybym obejrzała film znów, pewnie zmnalazłabym masę innych określeń. Ale ten tytuł pasuje, jak dla mnie, do banalnej komedii opartej na różnicy charakterów. Ajej, ajej.
Także Jagodową miłość nieco skiepsczyli. Choć to może być subiektywne odczucie - to, co podsuwa mi tytuł My blueberry nights jest jak dla mnie o wiele trafniejsze, niż Jagodowa miłość.
No dobrze, napisałam, że polskie są najniżej. A dalej? To zależy od tego, czego w danym momencie oczekuję. Nie mam nic przeciwko amerykańskim komediom romantycznym o standardowej dwudziestej z groszami; miła rzecz na odreagowanie zmęczenia po dniu (inna rzecz, że oglądam telewizję rzadko). Nie miałabym więc też pewnie nic przeciw Donowi (Bollywood), gdybym nie zabrała się za niego na nocce "mafijnej". Nieźle nam rozwalił klimat. A K. zarzekała: to już ostatni raz jak tańczą, przysięgam! - za każdym z siedmiu czy iluś tam tańców.
Bollywood może być, ale tylko przy odpowiednim nastawieniu. Na coś lekkigo, ciepłego, rodzinnego.
Z USA trzeba się mieć na baczności. Mają i przyzwoite produkcje, do pośmiania się, ewentualnego powzdychania czy pojęczenia - lecz i filmy bardzo przeciętne, do bólu schematyczne, nudne, proste.
Tam, gdzie pobrzmiewa Francja, już oczarowuje brzmienie języka, gra barw i klimat (w każdym razie z mych doświadczeń). Ameia, Jagodowa miłość, Drobnym wyjątkiem jest tu Anthony Zimmer i ewentualnie Le Divorce, ale tam wciąga co innego. Sięgam po francuskie kom.rom., gdy chcę odrobiny czegoś ambitniejszego. Odrobiny myślenia. Wiązania faktów. Przykucia oczu do monitora i śledzenia pilnego filmu, a nie "wyjdę do ubikacji podczas filmu i nie przeszkodzi mi to oglądać" (USA).
Z produkcjami Niemców i Skandynawów wiele do czynienia nie miałam - podobało mi się szwedzkie Jak w niebie i niemiecki Barfuss - są specyficzne, proste, lecz urokliwe w swej przyziemności. Podobnie jak parę innych filmów innych gatunków z tych krajów. Na takie najczęściej mam ochotę.
Specyficzne bardzo zdawały mi się młodzieżowe fantaso-romansidła z Dalekiego Wschodu. Azjaci mają doprawdy dziwny humor w takich produkcjach (np. Biały smok). Taki... Totalnie nieeuropejski sposób myślenia, coś, co u nas jest banałem i dowcipowym sucharem, u nich jawi się jako świetny żart. Pominąwszy już kwestię gry aktorskiej. I efektów specjalnych. I... Dobra, rozgadałam się, przerwijmy wyliczankę
A Wy? Jakie komedie romantyczne oglądałyście, lubicie/nie lubicie, jakieś przemyślenia odnośnie krain, z których pochodzą? Sposobu prowadzenia akcji, przedstawiania bohaterów, związanych z konkretnymi produkcjami lub państwami?