ďťż

But I still search for Your sweet lips...

Od czternastu lat siadał na tej samej ławce, naprzeciw placu zabaw i podglądał biegające wesoło dzieci - nie poznały nigdy smaku owoców, które on musiał przełykać. Niektórzy uważali go za pedofila - to ostatnio modne, ale na co komu ruszać niegroźne ścierwo.

Żył z tantiem ze zbioru poezji napisanego przed laty - bestsellera - o publikację którego co sezon proszą się wydawcy, a wielbiciele pragną poznać nazwisko ukryte pod pseudonimem. Siedział trzymając w ręku butelkę węgierskiego wina i zastanawiał się, co to takiego dzieciństwo?

W pewnym momencie usiadła obok niego niewysoka panienka - niezbyt interesująca - była ruda i piegowata, a całym jej urokiem były zielone, bajkowe oczy.

Jej życiem była poezja - niejednokrotnie zajmowała czołowe miejsca na literackich konkursach, publikacje można było znaleźć zarówno w internetowych serwisach, jak i w poważnych czasopismach. Od roku studiowała na wyższej uczelni - bodajże socjologię, czy socjotechnikę.

- są takie same - szepnęła do mistrza - wszystkie takie same.
- dopóki nie przekroczą granicy, później już będzie inaczej, zawsze tak było - dopił resztę wina i wyrzucił butelkę za siebie w krzaki. Jakiś żebrak będzie miał na tańszy trunek, gdy przyjdzie tu za kilka dni.
- pisałam o tobie pracę maturalną, nie można było znaleźć materiałów o autorze, piszą tylko o poezji. Obniżyli mi punktację, bo napisałam, że żyjesz z daleka od tego świata - otarła łzę - pytali, dlaczego tak sądzę, odpowiedziałam, że ja bym tak zrobiła.
- ukończysz pewnie niedługo jakąś uczelnię - cedził przez zęby, głaszcząc pomarszczoną dłonią nieogolony policzek - ja mam za sobą samozwańczy tytuł.
- napisałeś, że nie ma jednego świata. Myślę, że ciebie tu nie ma.
- bo nie ma, nigdy nie było. Wystarczy, że mam na papierosy, wino i... - wskazał na dzieci - mogę patrzeć na coś prawdziwego.
- a gdzie sens?
- ideę sensu stworzyli głupcy piszący encyklopedie, opierając się na obserwacjach statystycznych i błędach bożego rachunku prawdopodobieństwa - zmarszczka w kąciku robiła wrażenie uśmiechu - sensu nie ma - znów wskazał na dzieci - byłby, gdyby nigdy nie wydoroślały. Jednak Bóg nie chciał byśmy poznali prawdę i co roku odbiera im tę możliwość, dając w zamian poczucie samodzielności.

Zielonooka sięgnęła do torebki i wyjęła piersiówkę żołądkowej.

- chcesz - uśmiechnęła się - pomaga...
- patrzę na ciebie i zastanawiam się czy ja stoję przed lustrem, czy Bóg mi spłatał figla?
- przecież my jesteśmy Bogiem...

Nie mógł zaprzeczyć, patrzył tylko w te oczy, bo znalazł to, na poszukiwanie czego, zmarnował całe życie. Jednak wiedział, że kiedyś nadejdzie ta chwila, a potem będzie mógł odejść.


nie ma cudu Jak siedziałam na Twoim forum - to właśnie miałam chrapkę skomentować to opowiadanko i nie mogłam

no wiec tu się wyżyje podwujnie

opowiadanko bardzo mi sie podoba - panienka poezja żyje! ale pan proza to tylko kartka papieru ze słowami... on nie ma duszy. Nie musi być żywiołowy i młody jak panienka poezja, ale w swej gburatowości powiniem mieć człowieczeństwo - jakąś iskrę - jak nei życia to choć śmeici, jak nie światła to choć mroku.

"ukończysz pewnie niedługo jakąś uczelnię - cedził przez zęby, głaszcząc pomarszczoną dłonią nieogolony policzek - ja mam za sobą samozwańczy tytuł. " przeżuwam i przeżuwam to słowo cedził... i jakoś przełknąć nie mogę. Ja go nie widze cedzącego ale mówiącego twardo (jw przedstawiłeś) a "czedził" kojarzy mi się z kimś chorobliwie chudym, o lisiej postawie i rozbieganych wybałuszonych oczach - to tak obrazkowo - mam nadzieję że rozumiesz co chciałam przez to powiedzieć

ale sposób pisania mi bliski i podoba mi się
No wyżyłaś się strachliwie - ojoj - alem się bał po tej zapowiedzi, a tu o cedzaka cedzącego poszło - facto, de'facto rację masz, jeśli by to on miał być bohaterem-autorytetem, ale on autorytetem w powszechnym rozumieniu nie jest - jest dziwakiem-artystą.

Siedzi se taki nieogolony z butelczyną w ręku i cedzi przez zęby, że to z bliska trzeba słuchać, co to tam se marudzi, nie mówiąc o tym, że sztuką jest zrozumieć sens owego marudzenia...

Chi chi - jesteśmy jak Ying & Yang - Ty piszesz ładnie podając rozkoszne cacuszki, ja brzydko dzieląc czytelnikom pieprz i węgierską czuszkę, ale jadłos poezji i prozy potrzebuje i jednego i drugiego...

Chi chi - jesteśmy jak Ying & Yang - Ty piszesz ładnie podając rozkoszne cacuszki, ja brzydko dzieląc czytelnikom pieprz i węgierską czuszkę, ale jadłos poezji i prozy potrzebuje i jednego i drugiego...

no nie bądź taki skromny - całkiem fajne opowiadano a Ty mu od pieprzu itd. no nie ładnie

co do tego prozaika - ano wiem że jest on takim dziwakiem (udalo Ci się to pokazać) ale bezdusznym pisakiem...
odnosi się wrazenie że pisałes ten tekst zachwycając się postacią panny poezji a pana dziadunia prozaika pozostawiłeś sierotą zaraz po jego wymyśleniu. Pisząc - nie lubiłeś go - a może raczeej nie wczułeś się w niego... jak w pannę poezję?
mam racyję


bo to proza poetycka Słoneczko...

- fajny se numer z tym nickiem wymyśliłaś
schlebiam Ci z tym Słoneczko - jak kochance
chciałam tylko napomknąć,że Słoneczko jest zajęta
ghm ghm........ eeeeeeeee.........
dzięki za schlebianie, a za kochankę -ghm...... po prostu nie widziałam tego



chciałam tylko napomknąć,że Słoneczko jest zajęta

Warto wiedzieć - będę trzymał łapki pod kontrolą...

ps: gratulacje dla szczęśliwca


ano trzeba

ale miło słyszeć komplimenta - taka kobieca próżność
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalia97.keep.pl
  •