But I still search for Your sweet lips...
Wszystkie jasne miejsca - Jennifer Niven
Odważna opowieść o miłości, przeżywaniu życia i dwojgu młodych ludzi, którzy znajdują siebie nawzajem, gdy stoją na skraju przepaści.
Theodore jest zafascynowany śmiercią. Codziennie rozmyśla nad sposobami, w jakie mógłby pozbawić się życia, a jednocześnie nieustannie szuka – znajdując – czegoś, co pozwoliłoby mu pozostać na tym świecie. Violet żyje przyszłością i odlicza dni do zakończenia szkoły. Marzy o ucieczce od małego miasteczka w Indianie i niemijającej rozpaczy po śmierci siostry.
Kiedy Finch i Violet spotykają się na szczycie szkolnej wieży – sześć pięter nad ziemią – nie do końca wiadomo, kto komu ratuje życie. A gdy ta zaskakująca para zaczyna pracować razem nad projektem geograficznym, by odkryć „cuda” Indiany, ruszają – jak to określa Finch – tam, gdzie poprowadzi ich droga: w miejsca maleńkie, dziwaczne, piękne, brzydkie i zaskakujące. Zupełnie jak życie.
Wkrótce tylko przy Violet Finch może być sobą – śmiałym, zabawnym chłopakiem, który, jak się okazuje, wcale nie jest takim wariatem, za jakiego go uważają. I tylko przy Finchu Violet zapomina o odliczaniu dni, a zaczyna je przeżywać. Jednak w miarę jak świat Violet się rozrasta, świat Fincha zaczyna się gwałtownie kurczyć.
***
Na książkę natknęłam się już dość dawno na goodreads i znalazła się na liście 'do przeczytania' razem z setką innych powieści. Potem przyszła promocja na Arosie, okazało się że książkę wydano po polsku i właśnie tak znalazła się w mojej biblioteczce. Właściwie nie wiedziałam czego się spodziewać po tej książce, chyba myślałam, że to będzie taka historia dwójki zagubionych osób, które wzajemnie sobie pomagają, dzięki czemu rodzi się uczucie. Chyba myślałam, że to będzie taka historia dająca nadzieje, że nawet kiedy jest źle można znaleźć szczęście. Ojj jak się myliłam!
Książka napisana jest z perspektywy dwójki głównych bohaterów- Fincha i Violet, ktorzy spotykają się w dość nietypowych okolicznościach- na szczycie wieży w ich liceum. On, niedawno wybudził się ze 'snu', jest szkolnym dziwadłem, wariatem itd. Ona, cierpiąca od kilku miesięcy po utracie starszej siostry, w szkole popularna i znana. I oczywiście jak to w książkach się dzieje, los ich łączy i po tym nietypowym zajściu trafiają do jednej grupy w projekcie z lokalnej geografii. Na początku byłam nieco nieprzychylnie nastawiona, mimo że czytało mi się szybko to było coś w tej książce co mnie irytowało. Nie miałam ochów i achów nad bohaterami, właściwie to miewałam problemy z wyobrażeniem sobie ich, szczególnie Fincha. Jednak z czasem moje podejście do książki zaczęło się zmieniać, zaczynałam widzieć drugą stronę, coś więcej niż z początku się wydawało. I przede wszystkim okazało się, że nie jest to taka książka jaka myślałam, że nie jest pozytywną historią pełną nadziei. Wręcz przeciwnie historia ta była przygnębiająca, właściwie przez ostatnie kilkadziesiat stron głównie płakałam. Lecz gdzieś za tym potokiem łez kryła się też nadzieja.
Moim zdaniem 'Wszystkie jasne miejsca' to książka poruszająca, różniąca się od większości książek dla młodzieży, i myślę że daje do myślenia i uświadamia nam wiele rzeczy. Mimo początkowej irytacji bardzo przeżyłam całą tę historię, i myślę że pozostanie w mojej głowie na trochę.
Polecam!
Ocena: 8/10
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl natalia97.keep.pl
Odważna opowieść o miłości, przeżywaniu życia i dwojgu młodych ludzi, którzy znajdują siebie nawzajem, gdy stoją na skraju przepaści.
Theodore jest zafascynowany śmiercią. Codziennie rozmyśla nad sposobami, w jakie mógłby pozbawić się życia, a jednocześnie nieustannie szuka – znajdując – czegoś, co pozwoliłoby mu pozostać na tym świecie. Violet żyje przyszłością i odlicza dni do zakończenia szkoły. Marzy o ucieczce od małego miasteczka w Indianie i niemijającej rozpaczy po śmierci siostry.
Kiedy Finch i Violet spotykają się na szczycie szkolnej wieży – sześć pięter nad ziemią – nie do końca wiadomo, kto komu ratuje życie. A gdy ta zaskakująca para zaczyna pracować razem nad projektem geograficznym, by odkryć „cuda” Indiany, ruszają – jak to określa Finch – tam, gdzie poprowadzi ich droga: w miejsca maleńkie, dziwaczne, piękne, brzydkie i zaskakujące. Zupełnie jak życie.
Wkrótce tylko przy Violet Finch może być sobą – śmiałym, zabawnym chłopakiem, który, jak się okazuje, wcale nie jest takim wariatem, za jakiego go uważają. I tylko przy Finchu Violet zapomina o odliczaniu dni, a zaczyna je przeżywać. Jednak w miarę jak świat Violet się rozrasta, świat Fincha zaczyna się gwałtownie kurczyć.
***
Na książkę natknęłam się już dość dawno na goodreads i znalazła się na liście 'do przeczytania' razem z setką innych powieści. Potem przyszła promocja na Arosie, okazało się że książkę wydano po polsku i właśnie tak znalazła się w mojej biblioteczce. Właściwie nie wiedziałam czego się spodziewać po tej książce, chyba myślałam, że to będzie taka historia dwójki zagubionych osób, które wzajemnie sobie pomagają, dzięki czemu rodzi się uczucie. Chyba myślałam, że to będzie taka historia dająca nadzieje, że nawet kiedy jest źle można znaleźć szczęście. Ojj jak się myliłam!
Książka napisana jest z perspektywy dwójki głównych bohaterów- Fincha i Violet, ktorzy spotykają się w dość nietypowych okolicznościach- na szczycie wieży w ich liceum. On, niedawno wybudził się ze 'snu', jest szkolnym dziwadłem, wariatem itd. Ona, cierpiąca od kilku miesięcy po utracie starszej siostry, w szkole popularna i znana. I oczywiście jak to w książkach się dzieje, los ich łączy i po tym nietypowym zajściu trafiają do jednej grupy w projekcie z lokalnej geografii. Na początku byłam nieco nieprzychylnie nastawiona, mimo że czytało mi się szybko to było coś w tej książce co mnie irytowało. Nie miałam ochów i achów nad bohaterami, właściwie to miewałam problemy z wyobrażeniem sobie ich, szczególnie Fincha. Jednak z czasem moje podejście do książki zaczęło się zmieniać, zaczynałam widzieć drugą stronę, coś więcej niż z początku się wydawało. I przede wszystkim okazało się, że nie jest to taka książka jaka myślałam, że nie jest pozytywną historią pełną nadziei. Wręcz przeciwnie historia ta była przygnębiająca, właściwie przez ostatnie kilkadziesiat stron głównie płakałam. Lecz gdzieś za tym potokiem łez kryła się też nadzieja.
Moim zdaniem 'Wszystkie jasne miejsca' to książka poruszająca, różniąca się od większości książek dla młodzieży, i myślę że daje do myślenia i uświadamia nam wiele rzeczy. Mimo początkowej irytacji bardzo przeżyłam całą tę historię, i myślę że pozostanie w mojej głowie na trochę.
Polecam!
Ocena: 8/10