But I still search for Your sweet lips...
a to kolejny stary kawałek (na nowe ciągle nie mam czasu)
data zapisu dokumentu Word wskazuje na:
27 lipca 2002 13:49:05
Kończył się kolejny dzień tego lata. Upalny, duszny, parny. Na horyzoncie świeciła przytłumionym blaskiem pomarańczowa wstęga zachodzącego słońca. Przez zakurzoną ulicę wiodącą z bazaru szły dwie kobiety. Jedna bardzo młoda, lekko stąpająca po ziemi, druga, stara, przygarbiona przez trudy życia. Obydwie skromnie ubrane, lecz ta pierwsza inaczej. Na niej wszystko wyglądało ładnie, zgrabnie. Może spowodowała to młodość, gibkość w ruchach, czy radość życia bijąca z uśmiechniętej twarzy. Młodej na imię było Sara, starej zaś Marta.
-To jedzenie, to dla tego pana z pod 45?
-Tak, noszę mu je od niepamiętnych czasów! Och, tylko teraz jest mi coraz ciężej, ha, starzeję się. Dziękuję ci, żeś się zaoferowała, sama bym pewnie nie doniosła. Jakoś nie tęgo się dziś czuję.
-Ależ nie ma za co, i tak przecież mieszkamy w tym samym bloku.
-No tak. – przytaknęła staruszka.
Z widnokręgu zniknęła już słoneczna wstęga, a wokół zrobiło się szarawo i powoli się ściemniało.
-A, - zaczęła Sara - może to tak nie ładnie się wtrącać, ale czy to co ludzie mówią o nim, to prawda?
-Zależy co. – ucięła Marta.
-No to, że zabijał ludzi, że pracuje dla jakiejś mafii... – nie poddawała się Sara.
-Ha! Toż ci chyba w to nie wierzysz, co? Taka głupia nie jesteś? Hę? – kiedy dziewczyna się nie odezwała ciągnęła dalej – Ano, to cóżeś usłyszała to nie jest jeszcze takie złe. Słyszałam lepsze bajki. Że on gwałciciel, porywacz, zbiegły więzień, a nawet, że he, że on niby z Marsa! He! UFO se wynaleźli! A ja na to, banialuki i tyle!
-Pani z nim rozmawia? Wdziała pani jego twarz? – zapytała podekscytowana.
-Eee, nie, on w ogóle się mi nie pokazuje, chowa się w drugim pokoju i każe tylko postawić sobie sprawunki na stole i już trzeba wyjść. Ja nie widziała go i nie jestem ciekawa, bo już ci co to za odkrycie, człowiek z pomarszczoną twarzą. A rozmowny to on nie jest, nie, mruknie co, ni jak go zrozumieć. Ot, mój z nim interes to taki, że daje mu zakupy i mówię ile, a on następnego dnia tę sumę położy na stole. I już, cała nasza znajomość.
-Więc nie może pani kategorycznie zaprzeczyć temu co ludzie mówią?
-A ty znowu to samo. Ludzie, złotko, gadają co im ślina na język przyniesie, nie trzeba wierzyć. Słowo honoru, nie trzeba.
-A czemu mam pani wierzyć, skoro też pani go nie zna? – spytała.
-Nie zna, od razu nie zna. A kto ci dziecino powiedział, że nie zna. – spojrzała na dziewczynę, która zmieniła się teraz wielki znak zapytania.- Ha! Bo widzisz ja go kiedyś znała, przystojny, niczego sobie. Mieszkaliśmy tedy w tej samej wiosce. Potem się przeprowadził, a za nim ja. Ale ja go nie goniła, przypadek widać tak chciał...
-Więc znała go pani, a...
-No my tu gadu gadu, a tu już blok. Dzięki skarbie za poniesienie. Dalej pójdę sama. No niech cię Bóg błogosławi, do widzenia. – powiedziawszy to ruszyła dalej schodami na 4 piętro.
Sara, zresztą tak jak inni mieszkańcy miasta Iglice, była wielce zainteresowana sprawą pana Tomasza z czterdziestki piątki. Wiedziano o nim jedynie, że jest malarzem, nawet niezłym, bo dobrze płatnym. I tyle. Nic o przeszłości, nic więcej o teraźniejszości. A to co nieznane ciekawi najbardziej. Więc nie ma się czemu dziwić, że każdy interesował się jego osobą. Dziewczyna postanowiła przy najbliższej okazji dowiedzieć się o nim od starej Marty jak najwięcej.
Niestety, nie zdarzyła się taka sposobność. Po kilku dniach od ich spotkania, Sara na drzwiach wejściowych do bloku zauważyła nekrolog. Nekrolog Marty. Miała zawał.
Do swojego m3 wróciła trochę oszołomiona. Dopiero następnego dnia zdała sobie sprawę z rzeczy oczywistej. Przecież, ten facet spod 45 nie będzie miał co jeść. On nie wychodzi z mieszkania, jeździ na wózku inwalidzkim, a blok nie jest przystosowany dla takich osób ( swoją drogą ciekawe jak się dostał aż na czwarte piętro), poza tym i tak nie pokazuje się ludziom. Oni znów boją się go, i z pewnością żaden mieszkaniec miasteczka nie pofatyguje się i nie zaniesie żywności. „ W takim razie ja zrobię te zakupy”- pomyślała dziewczyna. –„Nie będę patrzeć jak powoli umiera!”. Zgodnie z tym co zaplanowała, sporządziła listę zakupów i w niecałą godzinę później stała już przed drzwiami pana Tomasza. Zadzwoniła. Chwilę czekała w zupełnej ciszy, nasłuchując choćby najmniejszego dźwięku dochodzącego ze środka. Po upływie kilku, może pięciu czy sześciu minut do drzwi coś się przybliżyło i widocznie również nadsłuchiwało. Po chwili dało się słyszeć odchrząchnięcie i słowa: Kto tam?
-Dzień dobry. Nazywam się Sara Mak i mieszkam w trzydziestce szóstce. – powiedziała drżącym głosem. – Przed wczoraj umarła kobieta która przynosiła panu jedzenie. Ja dziś je panu przyniosłam. – Odpowiedziało jej milczenie i kiedy rozważała już czy nie lepiej zostawić wszystko swojemu biegowi i nie uciec stąd jak najdalej, usłyszała brzęk otwieranego zamka. Drzwi się z lekka otworzyły. Sara przestąpiła próg. W przedsionku było ciemno. Nikogo nie było.
-Połóż rzeczy i powiedz ile kosztowało. – rzekł ochrypły głos z bocznego pokoju.
-Trzydzieści złotych czy mam panu kupować jedzenie czy ktoś inny to zrobi? – zapytała jednym duszkiem.
-Czy ktoś zrobi mi zakupy? Wolne żarty. A ty kim jesteś i dlaczego to robisz?
Miał nie przyjemny głos. Taki chropowaty, ostry, jakby od lat nie używany.
-Już mówiłam. Sara Mak spod 36.
-Jesteś nowa? Tu w tym mieście?
-Tak. Przyjechałam w miarę niedawno.
-I nic o mnie nie słyszałaś?
-Słyszałam.
-I nie boisz się.
-Boję.
-A będziesz przychodzić z zakupami?
-Będę.
-To przychodź. – powiedział głos, a po chwili dodał – Idź już.
Sara posłusznie się wycofała. Wróciła do siebie. Usiadła na kanapie w pokoju i zaczęła analizować rozmowę i to co tam zobaczyła. Pokój, jak pokój, kolorowy dywan, brązowe regały i stół na środku, z tyłu powiewała na wietrze biała firanka wisząca na małym oknie, słowem nic niezwykłego. Niby niczego dziwnego się nie spodziewała zobaczyć, a jednak czuła w sercu zawód, niespełnione oczekiwanie ujrzenia czegoś niezwykłego. Mimo to, a może właśnie dla tego, postanowiła zapoznać się bliżej z tym tajemniczym mężczyzną. Chociażby dla tego tylko by dowiedzieć się ile ma lat, jak wygląda, czy może tak jak mówiła Stara Marta, że jest brzydki i ma powyginaną twarz. Być może podświadomie postanowiła dalej szukać owej sensacji, która jakby nie patrzeć potrafi dodać smaku monotonii dnia.
Następnego dnia, zgodnie z obietnicą, ponownie pojawiła się przed drzwiami nr 45. Postawiła sprawunki na stole, zabrała pieniądze z dnia wczorajszego, podała dzisiejszą cenę zakupów, wyszła. Czynności te powtarzały się monotonnie przez blisko trzy tygodnie. W końcu Sara miała dość. Chciała go poznać, a jak do tej pory nie uczyniła nic w tym kierunku. Musi coś zrobić, bo wybuchnie. Stała się chodzącą bombą zegarową z przyklejoną plakietką „ciekawość”. A czas eksplozji z każdą chwilą przybliżał się coraz bardziej.
Ponownie stanęła przed mieszkaniem pana Tomasza, ponownie zadzwoniła i ponownie weszła do pokoju. Lecz nie ponownie, tylko po raz pierwszy, zagadnęła.
-Ładny mamy dzisiaj dzień, prawda? – jej, pomyślała jakie to głupie i oklepane.
-W rzeczy samej – odparł. To ją zachęciło.
-Aż się chce spacerować i patrzeć jak wszystko pięknieje wokół! – no nie, zganiła się, teraz to już palnęłam zupełną gafę. Lepiej zrobię, jeżeli zaraz stąd wyjdę.
-Idź więc i spaceruj.
-Przepraszam.
-Nie masz za co, no idź, a jutro powiesz mi jak było.
-Do widzenia.
Obraził się? Tego nie wiedziała, w każdym razie nie dał po sobie o tym poznać. „ Muszę bardziej liczyć się ze słowami” – pomyślała.
Następnego dnia, przyszła do pana Tomasza, zostawiła rzeczy i już szykowała się do wyjścia, gdy odezwał się głos z sąsiedniego pokoju.
-I jak spacer?
-Nie byłam. – odparła trochę zdziwiona tym nagłym zainteresowaniem.
-To idź dzisiaj. –to pytanie zupełnie zbiło ją z tropu. Wyszła nawet się nie pożegnawszy.
Nie wiedziała dlaczego, ale posłuchała się, poszła na wieczorną przechadzkę po mieście.
I znowu kolejna wizyta.
-No i?
-Byłam.
-I?
-I? I nic, spacerowałam.
-I nic? A co widziałaś? – spytał.
-Eee... – zająknęła się, bo tak naprawdę nie wiedziała co widziała. Budynki, plac zabaw dla dzieci..., widziała, że czeka na jej odpowiedź – no, były tam domy, plac zbaw.
-Coś jeszcze?
-Chyba nie.
-Wiał silny wiatr?
-Nie.
-Było ciepło?
-Nooo, jako tako było.
-Dużo ludzi przechodziło?
No nie te pytania zaczynały ją powoli nużyć.
-Nie wiem. Po co mi pan te wszystkie głupie pytania zadaje – uniosła się Sara.
-By wiedzieć. Ale ty nic nie widzisz. Nie umiesz patrzeć.
-Co? Przepraszam?
-Nie umiesz patrzeć.
-A co się pan tak tym interesuje – zapytała nie mogąc powstrzymać się od ostrego tonu.
-Sama chciałaś ze mną rozmawiać. Więc rozmawiaj.
-Niby skąd pan wie?
-Bo wiem. W przeciwieństwie do ciebie mam uszy i słucham. Obserwuje świat. Powinnaś też to zrobić. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia – wymamrotała jak zahipnotyzowana. - Skąd on to wie? Wariat. Nie no kompletny wariat!
Znów poszła na spacer. Szła tą samą drogą co wczoraj. Obserwowała.
-Jestem. I już się przyjrzałam. Byłam znów na spacerze. – powiedziała, gdy tylko przestąpiła próg mieszkania.
-Postaw rzeczy, ile kosztowały?
-Dwadzieścia osiem. Nie jest pan ciekawy?
-Czego, zakupów? Obejrzę je zaraz. WSZYSTKO MA SWÓJ CZAS.
-Nie, tego co widziałam?
-Młoda, niecierpliwa.
„Stary, zrzęda” – pomyślała, ale nie zdobyła się na wypowiedzenie tego głośno.
-W takim razie do widzenia.
-O! I jeszcze obrażalska.
Świerzbiło ją by coś mu powiedzieć, ale nie miała, na wierzchu, żadnej wartej uwagi przycinki.
-No mów, mów. – zachęcił. Sara nie odpowiadała. Stała w miejscu, z założonymi jak małe dziecko rękami. Milczała.
-No, nie dąsaj się mów. – zachęcał dalej.
-A jak nie?
-Trudno.
-Było już dość ciemno. Ulicą szło mało ludzi. Najpierw minęłam jakiegoś staruszka, nie znam go, szedł wspierając się na lasce. Potem minęłam dwie rozmawiające ze sobą kobiety. Dalej szła kobieta z dwójką dzieci. Jakiś rowerzysta. To wszystko.
-Mało.
-Mało? A co jeszcze mam powiedzieć? Chyba nie wyssać z palca innych ludzi?
-Nie. – powiedział, a po chwili dodał – Chodź częściej na spacery.
-Nie mam czasu na takie bzdury.
Nie odpowiedział. Wyszła. „Nawiedzony” – pomyślała znów - „Po co ja w ogóle z nim gadam?”
A jednak gadała. Codziennie chodziła do niego i na spacery. Codziennie też zdawała relacje z wypraw, coraz dokładniejsze, pełniejsze.
Właściwie, nie wiedzieć czemu, polubiła te spacery. Ciekawili ją ludzie, przyglądała się ich twarzom, uczuciom malującym się na nich. O wszystkim co zauważyła opowiadała panu Tomaszowi. Odkąd jej relacje stały się dłuższe, przychodziła trochę wcześniej i siadała w pierwszym pokoju na krześle obok stołu, a pan Tomasz przebywał w tym czasie w drugim pokoju. Rozmawiali przez drzwi nie raz i ze dwie godziny. Właściwie to głównie mówiła Sara, on jedynie ograniczał się do pytań i krótkich sformułowań. Pokazywał jej w ten sposób wiele rzeczy oczywistych, nad którymi jednak się nigdy dłużej nie zastanawiała.
Wielkimi krokami zbliżała się zima. Dni były coraz to krótsze, ciemniejsze, chłodniejsze. Wieczorne spacery straciły swój urok. Sara, gdy szła ulicą już nie podziwiała przyrody, nie obserwowała ludzi, tylko coraz szczelniej opatulała się płaszczem. Postanowiła, że musi o tym pomówić z panem spod 45.
-Dzień dobry! Przyniosłam zakupy! – jak zwykle przywitała się Sara.
-Dzień dobry.
-Wie pan co?
-Jeszcze nie.
-Postanowiłam zaprzestać spacerów. Jest mi stanowczo za zimno.
-Szkoda.
-Woli pan żebym była chora?
-Nie, nie wolę.
-No!
-Jak wyjdzie z ciebie duch kłótnika to powiedz. Mam coś dla ciebie.
-Co?
-Najpierw wyrzuć kłótnika.
-Już sobie poszedł.
-Na pewno?
-Tak!
-Zobacz co leży pod ścianą.
Podeszła. Stał tam obraz. Był oparty przodem do ściany, więc Sara musiała najpierw bliżej podejść, a następnie odwrócić obraz. Wykonanie tych czynności zajęło jej kilka chwil, które panu Tomaszowi wydawały się wiecznością.
-Co to za obraz? – zapytała Sara gdy go obejrzała. Przedstawiał fragment jakiegoś miasta, ulicę której poboczem szli piesi, a środkiem jechały samochody. Ładny obraz, no bo ładny, facet ma talent, ale interesujący? Nie za bardzo.
-Namalowałem go dla ciebie.
-Po co?
-To obraz który mi opowiedziałaś.
-Ja? Mówi pan o tych spacerach?
-Tak, o tych spacerach.
-Ale to wszystko wyglądało inaczej. Okolica, ludzie... Wszystko jest inne.
-Tak mi opowiedziałaś, tak namalowałem. – powiedział z rozmysłem. – Widzisz więc, uzyskałaś odpowiedz na swoje pytanie.
-Jakie pytanie?
-Te z którym przyszłaś i którego nie zadałaś.
-Niby to jakie?
-Czy plotki o mnie to prawda.
-Skąd pan wie?! I co to ma do obrazu?
-Wiem bo każdy jest ciekawy. A co do obrazu to spójrz: twoje relacje z wycieczek po mieście to plotki, a mój obraz choć starałem się go odzwierciedlić jak najdokładniej różni się bardzo od oryginału- to obraz mojej postaci jaki powstał w umysłach ludzi.
-Tyle zachodu tylko po to by mi to powiedzieć?
-Tak. Niektórych rzeczy jesteśmy w stanie nauczyć się dopiero gdy je sami zaobserwujemy.
-Jest pan filozofem.
Za oknem ściemniło się na dobre. Sara stała na środku pokoju w półmroku.
-A pan ma czas, bo zamknął się w tym pokoju i nie wychyla nosa za drzwi! – krzyknęła, nie chciała tego powiedzieć, a przynajmniej nie tak brutalnie. Oblała się rumieńcem. Ale pan Tomasz tego nie widział. Milczał długo. Przez kilka chwil panowała ogłuszająca cisza.
-Miałem swoje powody. – odparł wreszcie.
-Przepraszam – wyszeptała, ale znów zaległa cisza. – Nie chciałam – dodała po chwili i nie wiedząc co by tu jeszcze na swoje usprawiedliwienie powiedzieć, po cichu wyszła.
Wróciła do domu i chciała o wszystkim zapomnieć. Ale nie mogła. Dręczyły ją wyrzuty sumienia. Sama nie wiedziała dlaczego była wobec niego cały czas opryskliwa. „Jestem beznadziejna, głupia a do tego opryskliwa! Do niczego!” – myślała nieraz w przypływie rozpaczy i przygnębienia.
..............................
-Dzień dobry. Przyniosłam zakupy. Należy się trzydzieści dwa złote. – powiedziała stawiając rzeczy na stole i szybko skierowała się ku wyjściu.
-Zaczekaj! – usłyszała, a było to tak powiedziane, że oblał ją zimny pot.
-Tak?
-Chcesz wiedzieć dlaczego nie wychodzę?
-Nie. Już nie.
-Ależ chcesz. Tylko kłamiesz. Chodź ja ci pokażę dlaczego! Wejdź do pokoju.
-Nie chcę. – powiedziała dobitnie i już otwierała drzwi...
-Nie? To patrz i podziwiaj! – Sara na te słowa instynktownie się obróciła. Na wózku inwalidzkim siedział przed nią mężczyzna. Było ciemno, ale i tak sączące się światło z nad wpół otwartych drzwi wystarczyło by zrozumieć DLACZEGO. Wyglądał strasznie. Sara stała jak wryta patrząc i nie chcąc widzieć. Cała twarz pokryta była bliznami, powykrzywiana, straciła cała swoją formę. Z piersi dziewczyny wyrwał się głuchy okrzyk przerażenia.
-Otwórz bardziej, dokładniej się przyjrzysz.
Lesz ona go już nie słuchała. Wybiegła z mieszkania i pędem wróciła do swojego. Zaryglowała drzwi. „O Boże!”- wyszeptała. „Dlaczego on jej to zrobił? Na złość?” – myślała –„Ale nie rozumiem dlaczego, przecież nie pokazywał się nikomu, dlaczego to zrobił? Żeby zrobić mi na złość? Nie to za słaby argument”.
Następny dzień zaczął się tak jak każdy inny. Pobudka, śniadanie i wyjście do pracy. Wspomnienie wczorajszego dnia wróciło dopiero przy robieniu zakupów na mieście. Kupić musiała też dla pana Tomasza. Czuła taki wewnętrzny przymus. Nie mogła zostawić go samemu sobie, nawet, jeśli okazałby się najgorszą świnią tego świata! Sara po prostu miała za dobre serce i obwiniałaby się za pewną śmierć człowieka. To się nie mieściło w jej głowie! Więc poszła. Zapukała i weszła do znanego już sobie przedsionka.
-Jedzenie przyniosłam! – zawołała od progu. Nie zdobyła się bowiem by powiedzieć „dzień dobry”.
-Postaw – brzmiała odpowiedź.
-Proszę.
-Nie będziesz ze mną dzisiaj rozmawiać? – spytał.
-Chyba nie ma o czym.
-Kiedy ktoś mówi, że „nie ma o czym” to znaczy że właśnie jest.
-Jak ma pan coś do powiedzenia to słucham, tylko proszę szybko, bo się śpieszę.
-Nie śpieszysz się. A ja ci chcę powiedzieć, że wczoraj byłem trochę za ostry. Ale ja nie umiem rozmawiać. Zauważ, że od lat z nikim nie rozmawiałem. Nie umiem.
-Do tej pory radził sobie pan dobrze! Pan umie radzić sobie w rozmowie, ale z jednym nie daje pan sobie rady! Z nerwami! – wybuchła Sara.
Na te słowa pan Tomasz nic nie powiedział.
O! pomyślała Sara, znowu cisza, obraził się może. Za ostrych słów użyłam! Niech mnie świetnego mam nauczyciela!
-Do jutra. – powiedziała wychodząc. Nie wiedziała czemu, lecz czuła dziką satysfakcję, że dopiekła staremu. Nie była mściwa, ale on wydobywał z niej różne uczucia, w tej chwili właśnie agresję.
*
Sara siedziała z podkurczonymi nogami na kanapie przed telewizorem, oglądała jakiś film i gryząc soczyste jabłko, kiedy zadzwonił telefon. Z początku nie poznała głosu w słuchawce, lecz po chwili dotarło do niej, że jego właścicielem jest pan Tomasz. Zdziwienie i strach mieszały się w jej głowie tworząc dziwną mieszankę.
-Tak, o co chodzi? – spytała.
-Masz chwilę czasu?
-Teraz?
-Tak.
-No tak sobie.
-Mogła byś do mnie przyjść?
-Po co?
-Chcę porozmawiać.
-O czym.
-Przyjdź.
-Dobrze – powiedziała po chwili zastanowienia. – za dziesięć minut.
-Czekam. – powiedział i odłożył słuchawkę.
Nie wiedziała co o tym sądzić. Propozycja była dziwna, a i ton jakiś nie jego. Mówił prawie łagodnie, spokojnie. Nawet jego zdecydowanie gdzieś się ulotniło.
Może coś się stało? Nie, wtedy byłby zdenerwowany. W takim razie znowu coś szykuje. Coś by mnie przestraszyć i móc się z tego śmiać po nocach. Najchętniej bym nie poszła! Nie, nie zrobię mu tej przyjemności! Pójdę i będę robiła mu na przekór, niech nie myśli, że jestem sierotą z którą może robić co mu się żywnie spodoba. Tak myśląc, ubrała się i wyszła z mieszkania.
-Jestem już – powiedziała dumnie podnosząc podbródek.
-Wejdź do drugiego pokoju, nie bój się, nie będziesz mnie oglądać, odwrócę się tyłem.
-A nie możemy rozmawiać tak jak zawsze? – odparła sceptycznie.
-To co chce ci powiedzieć nie nadaje się do wykrzyczenia i jest dość długie.
-A jeśli ja nie mam na to ochoty i czasu?
-Wolałbym żebyś miała, proszę. – powiedział, a ostatnie słowo wypowiedział tak cicho, że Sara ledwie mogła się domyśleć jego znaczenia. Nie podobała jej się ta propozycja, ale słowo „proszę” w ustach tego człowieka brzmiało tak przekonywująco, iż pokonała strach i przestąpiła próg drugiego pokoju.
Był ładny na swój sposób. Panował w nim twórczy bałagan. Widać, że mieszkał w nim artysta – malarz. Promienie słońca, przebijające się przez szybę niezwykle dużego okna, rzucały przeróżne cienie na porozrzucane i bezładnie poustawiane meble i sprzęty malarskie.
Wszystko było tu barwne i kolorowe. Nie jaskrawe, tylko delikatne, pastelowe. Tworzyły miły, nastrój, wprowadzały w stan odprężenia i wewnętrznego spokoju.
Pan Tomasz, tak jak obiecał, siedział w rogu pokoju odwrócony tyłem do Sary.
-Usiądź gdzieś – zaproponował – chciałbym byś wysłuchała mnie do końca. Nie wiem jak to opowiedzieć, jeszcze nikomu się nie zwierzałem, nie opowiadałem o sobie. – dodał cicho, ale zdecydowanie.
-Nie musi pan tego robić.
-Usiądź. Czasami trzeba coś komuś powiedzieć, bo żyć i zatrzymywać wszystko dla siebie, to jest złe wobec innych i niszczące dla samego siebie.
-Już siedzę. – Powiedziała Sara coraz bardziej zdziwiona. Nie wiedziała co się dzieje, nie rozumiała sytuacji i nie wiedziała czego tak właściwie chce od niej ten gburowaty facet. Bała się. Raz miała go za normalnego, innym razem za obłąkanego i niebezpiecznego.
-Niewiele o mnie wiesz, prawda? – zaczął – A jeśli już coś, to na pewno są to same plotki. Ja ci powiem prawdę. Nie opowiadaj jej nikomu. Zachowaj dla siebie. Dobrze?
-Dobrze. – przytaknęła.
-Mieszkałem w Leczynie, o, już ze dwadzieścia lat temu, nawet ponad. Jak ten czas leci, ha, tak dokładnie się mówi i rzeczywiście, święta prawda. Miałem cudowną żonę, pięknego syna, miał zaledwie roczek, ale był cudowny, widać było od razu, że silny i wyrośnie na takiego i zapewne inteligentnego... No, słowem, byłem dumny z niego i żony. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie to...
W pokoju zegar wybił następną godzinę, a promienie słoneczne przybrały ciemniejszą barwę.
-... gdyby nie to – załamał mu się głos – ja nic nie mogłem zrobić, starałem się, naprawdę, ale nic, wszystko nic, nawet te blizny nie uratowały jej! – mówił coraz prędzej i głośniej – ona zginęła w tym pożarze, cały dom się zawalił... na nią – zapłakał, widać było, że przeżywa to jeszcze raz – ale ja ci nie powiedziałem. Dom się zapalił, nie wiem dlaczego, nie chciałem wiedzieć. Wracałem do domu – mówił starając się opanować nerwy – i zobaczyłem ogień. Wszedłem i poszedłem do pokoju dziecięcego, wyniosłem małego i oddałem komuś, chyba sąsiadowi który stał ma zewnątrz, było mnóstwo gapiów, wróciłem po żonę. Krzyczeli żebym nie szedł, ale nie posłuchałem, stąd te blizny. Nie znalazłem jej a sam ledwo się wydostałem zanim dom się zawalił. Był drewniany, jak inne tamtejsze domy. Dalej nic nie pamiętam, obudziłem się dopiero w szpitalu.
Sara nie wierzyła własnym uszom. oto siedzi przed człowiekiem, który przed każdym skrywał swoje tajemnice i teraz przed nią, zwykłą dziewczyną, otwiera swe serce i mówi o tym co przeżył.
-Miałem straszną twarz, nie chciałem żyć. Pragnąłem z całego serca być przy synu, wychować go. Ale z taką twarzą... Nie mogłem mu tego zrobić. Nie zasłużył na ojca potwora. Oddałem go rodzinie żony. Bardzo cierpiałem. Przekupiłem też lekarza, który oszukał ich, powiedział, że zmarłem. Uwierzyli i nawet nie pytali gdzie mnie pochowano. To było i jest mi na rękę. Tym czasem wyzdrowiałem i za przyczyną tego samego lekarza trafiłem tutaj. To cała historia. – zakończył.
W pokoju długo panowała cisza. Bo co można powiedzieć po takich słowach?
-A co do mojego wczorajszego zachowania to przepraszam – dodał – nie umiem już rozmawiać z ludźmi i jestem jaki jestem. Przepraszam.
-Proszę – odparła Sara.
-Czy mogłabyś przychodzić do mnie częściej, tak na pogaduszki. Widzisz, starzeję się i smętno mi tu samemu.
Sara patrzyła na niego z miną kogoś, kogo już nic nie jest wstanie zdziwić. stwierdziła, że to co teraz mówi może jest i prawdą, w końcu nie jest taki zły, a samotność na pewno mu dokucza.
-Postaram się.
-Dziękuję.
-To ja chyba już pójdę. Do jutra.
Ciekawie ujęta problematyka samotności. Najbardziej mi osobiście rzuciło się w oczy okrojenie całej treści jedynie do najpotrzebniejszych kawałków ukazujących treść którą chciałaś przekazać. Tak więc nie ma tu opisu jej spacerów, tylko od razu przejście do spotkań z tym staruszkiem.
Nie wiem czy potrafiłbym tak pisać. Głównie dlatego, że nie chciałbym pisać w taki sposób i o takich rzeczach. Cóż każdy ma inne upodobania.
Opowiadanko ładne choć kilka błędów się znalazło. No cóż, WORD nie wszystko jest w stanie wyszukać.
Word nie wszystko wykryje a ja strzelam byki jak sie masz
Dla mnie nie jest to okrojone - bo właśnei tak pisze - zwracam uwagę na ważne rzeczy a reszty niech domyśli się czytelnik. Stawiam na inteligencje czytelnika, podanie kawy na ławe mnie by zaniudziło - uznaję że i czytelnika też
no ale mamy inne sposoby pisania - ale tak musi być - inaczej świat byłby nudny
PS a Ty coś ostatnio napisałeś?
Ja własnei przymierzam sie do napisania czegoś w celu pogimnastykowania języka - ale poczekam kilka dni aż dostanę płytkę z programami - bo mam nowy laptop i nie ma tam worda
W pewnym sensie, siedze aktualnie (znaczy jak mam czas i natchnienie) przy opowiadanku przygodowym w klimacie fantasy.
Tylko jest to pierwszy raz kiedy stosuję narrację pierwszoosobową i ciekawie to wychodzi. Choć nie wiem czy zostaną przy pierwszej, jednak jestem przyzwyczajony do trzeciej. Tam w większości przypadków narrator jest wszystkowiedzący, a tu z kolei muszę liczyć się ze sposobem postrzegania świata przez postać.
m to nieźle - ja uważam że napisać dobry tekst w 3 osobie jest trudno - ale napisać tak samo dobry tekst w 1 osobie - to już sztuka.
Więc ciekawa jestem Twojego dzieła - i czekam aż go tu umieścisz kto wie - może to będzie Twój styl pisania - czego życzę
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl natalia97.keep.pl
data zapisu dokumentu Word wskazuje na:
27 lipca 2002 13:49:05
Kończył się kolejny dzień tego lata. Upalny, duszny, parny. Na horyzoncie świeciła przytłumionym blaskiem pomarańczowa wstęga zachodzącego słońca. Przez zakurzoną ulicę wiodącą z bazaru szły dwie kobiety. Jedna bardzo młoda, lekko stąpająca po ziemi, druga, stara, przygarbiona przez trudy życia. Obydwie skromnie ubrane, lecz ta pierwsza inaczej. Na niej wszystko wyglądało ładnie, zgrabnie. Może spowodowała to młodość, gibkość w ruchach, czy radość życia bijąca z uśmiechniętej twarzy. Młodej na imię było Sara, starej zaś Marta.
-To jedzenie, to dla tego pana z pod 45?
-Tak, noszę mu je od niepamiętnych czasów! Och, tylko teraz jest mi coraz ciężej, ha, starzeję się. Dziękuję ci, żeś się zaoferowała, sama bym pewnie nie doniosła. Jakoś nie tęgo się dziś czuję.
-Ależ nie ma za co, i tak przecież mieszkamy w tym samym bloku.
-No tak. – przytaknęła staruszka.
Z widnokręgu zniknęła już słoneczna wstęga, a wokół zrobiło się szarawo i powoli się ściemniało.
-A, - zaczęła Sara - może to tak nie ładnie się wtrącać, ale czy to co ludzie mówią o nim, to prawda?
-Zależy co. – ucięła Marta.
-No to, że zabijał ludzi, że pracuje dla jakiejś mafii... – nie poddawała się Sara.
-Ha! Toż ci chyba w to nie wierzysz, co? Taka głupia nie jesteś? Hę? – kiedy dziewczyna się nie odezwała ciągnęła dalej – Ano, to cóżeś usłyszała to nie jest jeszcze takie złe. Słyszałam lepsze bajki. Że on gwałciciel, porywacz, zbiegły więzień, a nawet, że he, że on niby z Marsa! He! UFO se wynaleźli! A ja na to, banialuki i tyle!
-Pani z nim rozmawia? Wdziała pani jego twarz? – zapytała podekscytowana.
-Eee, nie, on w ogóle się mi nie pokazuje, chowa się w drugim pokoju i każe tylko postawić sobie sprawunki na stole i już trzeba wyjść. Ja nie widziała go i nie jestem ciekawa, bo już ci co to za odkrycie, człowiek z pomarszczoną twarzą. A rozmowny to on nie jest, nie, mruknie co, ni jak go zrozumieć. Ot, mój z nim interes to taki, że daje mu zakupy i mówię ile, a on następnego dnia tę sumę położy na stole. I już, cała nasza znajomość.
-Więc nie może pani kategorycznie zaprzeczyć temu co ludzie mówią?
-A ty znowu to samo. Ludzie, złotko, gadają co im ślina na język przyniesie, nie trzeba wierzyć. Słowo honoru, nie trzeba.
-A czemu mam pani wierzyć, skoro też pani go nie zna? – spytała.
-Nie zna, od razu nie zna. A kto ci dziecino powiedział, że nie zna. – spojrzała na dziewczynę, która zmieniła się teraz wielki znak zapytania.- Ha! Bo widzisz ja go kiedyś znała, przystojny, niczego sobie. Mieszkaliśmy tedy w tej samej wiosce. Potem się przeprowadził, a za nim ja. Ale ja go nie goniła, przypadek widać tak chciał...
-Więc znała go pani, a...
-No my tu gadu gadu, a tu już blok. Dzięki skarbie za poniesienie. Dalej pójdę sama. No niech cię Bóg błogosławi, do widzenia. – powiedziawszy to ruszyła dalej schodami na 4 piętro.
Sara, zresztą tak jak inni mieszkańcy miasta Iglice, była wielce zainteresowana sprawą pana Tomasza z czterdziestki piątki. Wiedziano o nim jedynie, że jest malarzem, nawet niezłym, bo dobrze płatnym. I tyle. Nic o przeszłości, nic więcej o teraźniejszości. A to co nieznane ciekawi najbardziej. Więc nie ma się czemu dziwić, że każdy interesował się jego osobą. Dziewczyna postanowiła przy najbliższej okazji dowiedzieć się o nim od starej Marty jak najwięcej.
Niestety, nie zdarzyła się taka sposobność. Po kilku dniach od ich spotkania, Sara na drzwiach wejściowych do bloku zauważyła nekrolog. Nekrolog Marty. Miała zawał.
Do swojego m3 wróciła trochę oszołomiona. Dopiero następnego dnia zdała sobie sprawę z rzeczy oczywistej. Przecież, ten facet spod 45 nie będzie miał co jeść. On nie wychodzi z mieszkania, jeździ na wózku inwalidzkim, a blok nie jest przystosowany dla takich osób ( swoją drogą ciekawe jak się dostał aż na czwarte piętro), poza tym i tak nie pokazuje się ludziom. Oni znów boją się go, i z pewnością żaden mieszkaniec miasteczka nie pofatyguje się i nie zaniesie żywności. „ W takim razie ja zrobię te zakupy”- pomyślała dziewczyna. –„Nie będę patrzeć jak powoli umiera!”. Zgodnie z tym co zaplanowała, sporządziła listę zakupów i w niecałą godzinę później stała już przed drzwiami pana Tomasza. Zadzwoniła. Chwilę czekała w zupełnej ciszy, nasłuchując choćby najmniejszego dźwięku dochodzącego ze środka. Po upływie kilku, może pięciu czy sześciu minut do drzwi coś się przybliżyło i widocznie również nadsłuchiwało. Po chwili dało się słyszeć odchrząchnięcie i słowa: Kto tam?
-Dzień dobry. Nazywam się Sara Mak i mieszkam w trzydziestce szóstce. – powiedziała drżącym głosem. – Przed wczoraj umarła kobieta która przynosiła panu jedzenie. Ja dziś je panu przyniosłam. – Odpowiedziało jej milczenie i kiedy rozważała już czy nie lepiej zostawić wszystko swojemu biegowi i nie uciec stąd jak najdalej, usłyszała brzęk otwieranego zamka. Drzwi się z lekka otworzyły. Sara przestąpiła próg. W przedsionku było ciemno. Nikogo nie było.
-Połóż rzeczy i powiedz ile kosztowało. – rzekł ochrypły głos z bocznego pokoju.
-Trzydzieści złotych czy mam panu kupować jedzenie czy ktoś inny to zrobi? – zapytała jednym duszkiem.
-Czy ktoś zrobi mi zakupy? Wolne żarty. A ty kim jesteś i dlaczego to robisz?
Miał nie przyjemny głos. Taki chropowaty, ostry, jakby od lat nie używany.
-Już mówiłam. Sara Mak spod 36.
-Jesteś nowa? Tu w tym mieście?
-Tak. Przyjechałam w miarę niedawno.
-I nic o mnie nie słyszałaś?
-Słyszałam.
-I nie boisz się.
-Boję.
-A będziesz przychodzić z zakupami?
-Będę.
-To przychodź. – powiedział głos, a po chwili dodał – Idź już.
Sara posłusznie się wycofała. Wróciła do siebie. Usiadła na kanapie w pokoju i zaczęła analizować rozmowę i to co tam zobaczyła. Pokój, jak pokój, kolorowy dywan, brązowe regały i stół na środku, z tyłu powiewała na wietrze biała firanka wisząca na małym oknie, słowem nic niezwykłego. Niby niczego dziwnego się nie spodziewała zobaczyć, a jednak czuła w sercu zawód, niespełnione oczekiwanie ujrzenia czegoś niezwykłego. Mimo to, a może właśnie dla tego, postanowiła zapoznać się bliżej z tym tajemniczym mężczyzną. Chociażby dla tego tylko by dowiedzieć się ile ma lat, jak wygląda, czy może tak jak mówiła Stara Marta, że jest brzydki i ma powyginaną twarz. Być może podświadomie postanowiła dalej szukać owej sensacji, która jakby nie patrzeć potrafi dodać smaku monotonii dnia.
Następnego dnia, zgodnie z obietnicą, ponownie pojawiła się przed drzwiami nr 45. Postawiła sprawunki na stole, zabrała pieniądze z dnia wczorajszego, podała dzisiejszą cenę zakupów, wyszła. Czynności te powtarzały się monotonnie przez blisko trzy tygodnie. W końcu Sara miała dość. Chciała go poznać, a jak do tej pory nie uczyniła nic w tym kierunku. Musi coś zrobić, bo wybuchnie. Stała się chodzącą bombą zegarową z przyklejoną plakietką „ciekawość”. A czas eksplozji z każdą chwilą przybliżał się coraz bardziej.
Ponownie stanęła przed mieszkaniem pana Tomasza, ponownie zadzwoniła i ponownie weszła do pokoju. Lecz nie ponownie, tylko po raz pierwszy, zagadnęła.
-Ładny mamy dzisiaj dzień, prawda? – jej, pomyślała jakie to głupie i oklepane.
-W rzeczy samej – odparł. To ją zachęciło.
-Aż się chce spacerować i patrzeć jak wszystko pięknieje wokół! – no nie, zganiła się, teraz to już palnęłam zupełną gafę. Lepiej zrobię, jeżeli zaraz stąd wyjdę.
-Idź więc i spaceruj.
-Przepraszam.
-Nie masz za co, no idź, a jutro powiesz mi jak było.
-Do widzenia.
Obraził się? Tego nie wiedziała, w każdym razie nie dał po sobie o tym poznać. „ Muszę bardziej liczyć się ze słowami” – pomyślała.
Następnego dnia, przyszła do pana Tomasza, zostawiła rzeczy i już szykowała się do wyjścia, gdy odezwał się głos z sąsiedniego pokoju.
-I jak spacer?
-Nie byłam. – odparła trochę zdziwiona tym nagłym zainteresowaniem.
-To idź dzisiaj. –to pytanie zupełnie zbiło ją z tropu. Wyszła nawet się nie pożegnawszy.
Nie wiedziała dlaczego, ale posłuchała się, poszła na wieczorną przechadzkę po mieście.
I znowu kolejna wizyta.
-No i?
-Byłam.
-I?
-I? I nic, spacerowałam.
-I nic? A co widziałaś? – spytał.
-Eee... – zająknęła się, bo tak naprawdę nie wiedziała co widziała. Budynki, plac zabaw dla dzieci..., widziała, że czeka na jej odpowiedź – no, były tam domy, plac zbaw.
-Coś jeszcze?
-Chyba nie.
-Wiał silny wiatr?
-Nie.
-Było ciepło?
-Nooo, jako tako było.
-Dużo ludzi przechodziło?
No nie te pytania zaczynały ją powoli nużyć.
-Nie wiem. Po co mi pan te wszystkie głupie pytania zadaje – uniosła się Sara.
-By wiedzieć. Ale ty nic nie widzisz. Nie umiesz patrzeć.
-Co? Przepraszam?
-Nie umiesz patrzeć.
-A co się pan tak tym interesuje – zapytała nie mogąc powstrzymać się od ostrego tonu.
-Sama chciałaś ze mną rozmawiać. Więc rozmawiaj.
-Niby skąd pan wie?
-Bo wiem. W przeciwieństwie do ciebie mam uszy i słucham. Obserwuje świat. Powinnaś też to zrobić. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia – wymamrotała jak zahipnotyzowana. - Skąd on to wie? Wariat. Nie no kompletny wariat!
Znów poszła na spacer. Szła tą samą drogą co wczoraj. Obserwowała.
-Jestem. I już się przyjrzałam. Byłam znów na spacerze. – powiedziała, gdy tylko przestąpiła próg mieszkania.
-Postaw rzeczy, ile kosztowały?
-Dwadzieścia osiem. Nie jest pan ciekawy?
-Czego, zakupów? Obejrzę je zaraz. WSZYSTKO MA SWÓJ CZAS.
-Nie, tego co widziałam?
-Młoda, niecierpliwa.
„Stary, zrzęda” – pomyślała, ale nie zdobyła się na wypowiedzenie tego głośno.
-W takim razie do widzenia.
-O! I jeszcze obrażalska.
Świerzbiło ją by coś mu powiedzieć, ale nie miała, na wierzchu, żadnej wartej uwagi przycinki.
-No mów, mów. – zachęcił. Sara nie odpowiadała. Stała w miejscu, z założonymi jak małe dziecko rękami. Milczała.
-No, nie dąsaj się mów. – zachęcał dalej.
-A jak nie?
-Trudno.
-Było już dość ciemno. Ulicą szło mało ludzi. Najpierw minęłam jakiegoś staruszka, nie znam go, szedł wspierając się na lasce. Potem minęłam dwie rozmawiające ze sobą kobiety. Dalej szła kobieta z dwójką dzieci. Jakiś rowerzysta. To wszystko.
-Mało.
-Mało? A co jeszcze mam powiedzieć? Chyba nie wyssać z palca innych ludzi?
-Nie. – powiedział, a po chwili dodał – Chodź częściej na spacery.
-Nie mam czasu na takie bzdury.
Nie odpowiedział. Wyszła. „Nawiedzony” – pomyślała znów - „Po co ja w ogóle z nim gadam?”
A jednak gadała. Codziennie chodziła do niego i na spacery. Codziennie też zdawała relacje z wypraw, coraz dokładniejsze, pełniejsze.
Właściwie, nie wiedzieć czemu, polubiła te spacery. Ciekawili ją ludzie, przyglądała się ich twarzom, uczuciom malującym się na nich. O wszystkim co zauważyła opowiadała panu Tomaszowi. Odkąd jej relacje stały się dłuższe, przychodziła trochę wcześniej i siadała w pierwszym pokoju na krześle obok stołu, a pan Tomasz przebywał w tym czasie w drugim pokoju. Rozmawiali przez drzwi nie raz i ze dwie godziny. Właściwie to głównie mówiła Sara, on jedynie ograniczał się do pytań i krótkich sformułowań. Pokazywał jej w ten sposób wiele rzeczy oczywistych, nad którymi jednak się nigdy dłużej nie zastanawiała.
Wielkimi krokami zbliżała się zima. Dni były coraz to krótsze, ciemniejsze, chłodniejsze. Wieczorne spacery straciły swój urok. Sara, gdy szła ulicą już nie podziwiała przyrody, nie obserwowała ludzi, tylko coraz szczelniej opatulała się płaszczem. Postanowiła, że musi o tym pomówić z panem spod 45.
-Dzień dobry! Przyniosłam zakupy! – jak zwykle przywitała się Sara.
-Dzień dobry.
-Wie pan co?
-Jeszcze nie.
-Postanowiłam zaprzestać spacerów. Jest mi stanowczo za zimno.
-Szkoda.
-Woli pan żebym była chora?
-Nie, nie wolę.
-No!
-Jak wyjdzie z ciebie duch kłótnika to powiedz. Mam coś dla ciebie.
-Co?
-Najpierw wyrzuć kłótnika.
-Już sobie poszedł.
-Na pewno?
-Tak!
-Zobacz co leży pod ścianą.
Podeszła. Stał tam obraz. Był oparty przodem do ściany, więc Sara musiała najpierw bliżej podejść, a następnie odwrócić obraz. Wykonanie tych czynności zajęło jej kilka chwil, które panu Tomaszowi wydawały się wiecznością.
-Co to za obraz? – zapytała Sara gdy go obejrzała. Przedstawiał fragment jakiegoś miasta, ulicę której poboczem szli piesi, a środkiem jechały samochody. Ładny obraz, no bo ładny, facet ma talent, ale interesujący? Nie za bardzo.
-Namalowałem go dla ciebie.
-Po co?
-To obraz który mi opowiedziałaś.
-Ja? Mówi pan o tych spacerach?
-Tak, o tych spacerach.
-Ale to wszystko wyglądało inaczej. Okolica, ludzie... Wszystko jest inne.
-Tak mi opowiedziałaś, tak namalowałem. – powiedział z rozmysłem. – Widzisz więc, uzyskałaś odpowiedz na swoje pytanie.
-Jakie pytanie?
-Te z którym przyszłaś i którego nie zadałaś.
-Niby to jakie?
-Czy plotki o mnie to prawda.
-Skąd pan wie?! I co to ma do obrazu?
-Wiem bo każdy jest ciekawy. A co do obrazu to spójrz: twoje relacje z wycieczek po mieście to plotki, a mój obraz choć starałem się go odzwierciedlić jak najdokładniej różni się bardzo od oryginału- to obraz mojej postaci jaki powstał w umysłach ludzi.
-Tyle zachodu tylko po to by mi to powiedzieć?
-Tak. Niektórych rzeczy jesteśmy w stanie nauczyć się dopiero gdy je sami zaobserwujemy.
-Jest pan filozofem.
Za oknem ściemniło się na dobre. Sara stała na środku pokoju w półmroku.
-A pan ma czas, bo zamknął się w tym pokoju i nie wychyla nosa za drzwi! – krzyknęła, nie chciała tego powiedzieć, a przynajmniej nie tak brutalnie. Oblała się rumieńcem. Ale pan Tomasz tego nie widział. Milczał długo. Przez kilka chwil panowała ogłuszająca cisza.
-Miałem swoje powody. – odparł wreszcie.
-Przepraszam – wyszeptała, ale znów zaległa cisza. – Nie chciałam – dodała po chwili i nie wiedząc co by tu jeszcze na swoje usprawiedliwienie powiedzieć, po cichu wyszła.
Wróciła do domu i chciała o wszystkim zapomnieć. Ale nie mogła. Dręczyły ją wyrzuty sumienia. Sama nie wiedziała dlaczego była wobec niego cały czas opryskliwa. „Jestem beznadziejna, głupia a do tego opryskliwa! Do niczego!” – myślała nieraz w przypływie rozpaczy i przygnębienia.
..............................
-Dzień dobry. Przyniosłam zakupy. Należy się trzydzieści dwa złote. – powiedziała stawiając rzeczy na stole i szybko skierowała się ku wyjściu.
-Zaczekaj! – usłyszała, a było to tak powiedziane, że oblał ją zimny pot.
-Tak?
-Chcesz wiedzieć dlaczego nie wychodzę?
-Nie. Już nie.
-Ależ chcesz. Tylko kłamiesz. Chodź ja ci pokażę dlaczego! Wejdź do pokoju.
-Nie chcę. – powiedziała dobitnie i już otwierała drzwi...
-Nie? To patrz i podziwiaj! – Sara na te słowa instynktownie się obróciła. Na wózku inwalidzkim siedział przed nią mężczyzna. Było ciemno, ale i tak sączące się światło z nad wpół otwartych drzwi wystarczyło by zrozumieć DLACZEGO. Wyglądał strasznie. Sara stała jak wryta patrząc i nie chcąc widzieć. Cała twarz pokryta była bliznami, powykrzywiana, straciła cała swoją formę. Z piersi dziewczyny wyrwał się głuchy okrzyk przerażenia.
-Otwórz bardziej, dokładniej się przyjrzysz.
Lesz ona go już nie słuchała. Wybiegła z mieszkania i pędem wróciła do swojego. Zaryglowała drzwi. „O Boże!”- wyszeptała. „Dlaczego on jej to zrobił? Na złość?” – myślała –„Ale nie rozumiem dlaczego, przecież nie pokazywał się nikomu, dlaczego to zrobił? Żeby zrobić mi na złość? Nie to za słaby argument”.
Następny dzień zaczął się tak jak każdy inny. Pobudka, śniadanie i wyjście do pracy. Wspomnienie wczorajszego dnia wróciło dopiero przy robieniu zakupów na mieście. Kupić musiała też dla pana Tomasza. Czuła taki wewnętrzny przymus. Nie mogła zostawić go samemu sobie, nawet, jeśli okazałby się najgorszą świnią tego świata! Sara po prostu miała za dobre serce i obwiniałaby się za pewną śmierć człowieka. To się nie mieściło w jej głowie! Więc poszła. Zapukała i weszła do znanego już sobie przedsionka.
-Jedzenie przyniosłam! – zawołała od progu. Nie zdobyła się bowiem by powiedzieć „dzień dobry”.
-Postaw – brzmiała odpowiedź.
-Proszę.
-Nie będziesz ze mną dzisiaj rozmawiać? – spytał.
-Chyba nie ma o czym.
-Kiedy ktoś mówi, że „nie ma o czym” to znaczy że właśnie jest.
-Jak ma pan coś do powiedzenia to słucham, tylko proszę szybko, bo się śpieszę.
-Nie śpieszysz się. A ja ci chcę powiedzieć, że wczoraj byłem trochę za ostry. Ale ja nie umiem rozmawiać. Zauważ, że od lat z nikim nie rozmawiałem. Nie umiem.
-Do tej pory radził sobie pan dobrze! Pan umie radzić sobie w rozmowie, ale z jednym nie daje pan sobie rady! Z nerwami! – wybuchła Sara.
Na te słowa pan Tomasz nic nie powiedział.
O! pomyślała Sara, znowu cisza, obraził się może. Za ostrych słów użyłam! Niech mnie świetnego mam nauczyciela!
-Do jutra. – powiedziała wychodząc. Nie wiedziała czemu, lecz czuła dziką satysfakcję, że dopiekła staremu. Nie była mściwa, ale on wydobywał z niej różne uczucia, w tej chwili właśnie agresję.
*
Sara siedziała z podkurczonymi nogami na kanapie przed telewizorem, oglądała jakiś film i gryząc soczyste jabłko, kiedy zadzwonił telefon. Z początku nie poznała głosu w słuchawce, lecz po chwili dotarło do niej, że jego właścicielem jest pan Tomasz. Zdziwienie i strach mieszały się w jej głowie tworząc dziwną mieszankę.
-Tak, o co chodzi? – spytała.
-Masz chwilę czasu?
-Teraz?
-Tak.
-No tak sobie.
-Mogła byś do mnie przyjść?
-Po co?
-Chcę porozmawiać.
-O czym.
-Przyjdź.
-Dobrze – powiedziała po chwili zastanowienia. – za dziesięć minut.
-Czekam. – powiedział i odłożył słuchawkę.
Nie wiedziała co o tym sądzić. Propozycja była dziwna, a i ton jakiś nie jego. Mówił prawie łagodnie, spokojnie. Nawet jego zdecydowanie gdzieś się ulotniło.
Może coś się stało? Nie, wtedy byłby zdenerwowany. W takim razie znowu coś szykuje. Coś by mnie przestraszyć i móc się z tego śmiać po nocach. Najchętniej bym nie poszła! Nie, nie zrobię mu tej przyjemności! Pójdę i będę robiła mu na przekór, niech nie myśli, że jestem sierotą z którą może robić co mu się żywnie spodoba. Tak myśląc, ubrała się i wyszła z mieszkania.
-Jestem już – powiedziała dumnie podnosząc podbródek.
-Wejdź do drugiego pokoju, nie bój się, nie będziesz mnie oglądać, odwrócę się tyłem.
-A nie możemy rozmawiać tak jak zawsze? – odparła sceptycznie.
-To co chce ci powiedzieć nie nadaje się do wykrzyczenia i jest dość długie.
-A jeśli ja nie mam na to ochoty i czasu?
-Wolałbym żebyś miała, proszę. – powiedział, a ostatnie słowo wypowiedział tak cicho, że Sara ledwie mogła się domyśleć jego znaczenia. Nie podobała jej się ta propozycja, ale słowo „proszę” w ustach tego człowieka brzmiało tak przekonywująco, iż pokonała strach i przestąpiła próg drugiego pokoju.
Był ładny na swój sposób. Panował w nim twórczy bałagan. Widać, że mieszkał w nim artysta – malarz. Promienie słońca, przebijające się przez szybę niezwykle dużego okna, rzucały przeróżne cienie na porozrzucane i bezładnie poustawiane meble i sprzęty malarskie.
Wszystko było tu barwne i kolorowe. Nie jaskrawe, tylko delikatne, pastelowe. Tworzyły miły, nastrój, wprowadzały w stan odprężenia i wewnętrznego spokoju.
Pan Tomasz, tak jak obiecał, siedział w rogu pokoju odwrócony tyłem do Sary.
-Usiądź gdzieś – zaproponował – chciałbym byś wysłuchała mnie do końca. Nie wiem jak to opowiedzieć, jeszcze nikomu się nie zwierzałem, nie opowiadałem o sobie. – dodał cicho, ale zdecydowanie.
-Nie musi pan tego robić.
-Usiądź. Czasami trzeba coś komuś powiedzieć, bo żyć i zatrzymywać wszystko dla siebie, to jest złe wobec innych i niszczące dla samego siebie.
-Już siedzę. – Powiedziała Sara coraz bardziej zdziwiona. Nie wiedziała co się dzieje, nie rozumiała sytuacji i nie wiedziała czego tak właściwie chce od niej ten gburowaty facet. Bała się. Raz miała go za normalnego, innym razem za obłąkanego i niebezpiecznego.
-Niewiele o mnie wiesz, prawda? – zaczął – A jeśli już coś, to na pewno są to same plotki. Ja ci powiem prawdę. Nie opowiadaj jej nikomu. Zachowaj dla siebie. Dobrze?
-Dobrze. – przytaknęła.
-Mieszkałem w Leczynie, o, już ze dwadzieścia lat temu, nawet ponad. Jak ten czas leci, ha, tak dokładnie się mówi i rzeczywiście, święta prawda. Miałem cudowną żonę, pięknego syna, miał zaledwie roczek, ale był cudowny, widać było od razu, że silny i wyrośnie na takiego i zapewne inteligentnego... No, słowem, byłem dumny z niego i żony. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie to...
W pokoju zegar wybił następną godzinę, a promienie słoneczne przybrały ciemniejszą barwę.
-... gdyby nie to – załamał mu się głos – ja nic nie mogłem zrobić, starałem się, naprawdę, ale nic, wszystko nic, nawet te blizny nie uratowały jej! – mówił coraz prędzej i głośniej – ona zginęła w tym pożarze, cały dom się zawalił... na nią – zapłakał, widać było, że przeżywa to jeszcze raz – ale ja ci nie powiedziałem. Dom się zapalił, nie wiem dlaczego, nie chciałem wiedzieć. Wracałem do domu – mówił starając się opanować nerwy – i zobaczyłem ogień. Wszedłem i poszedłem do pokoju dziecięcego, wyniosłem małego i oddałem komuś, chyba sąsiadowi który stał ma zewnątrz, było mnóstwo gapiów, wróciłem po żonę. Krzyczeli żebym nie szedł, ale nie posłuchałem, stąd te blizny. Nie znalazłem jej a sam ledwo się wydostałem zanim dom się zawalił. Był drewniany, jak inne tamtejsze domy. Dalej nic nie pamiętam, obudziłem się dopiero w szpitalu.
Sara nie wierzyła własnym uszom. oto siedzi przed człowiekiem, który przed każdym skrywał swoje tajemnice i teraz przed nią, zwykłą dziewczyną, otwiera swe serce i mówi o tym co przeżył.
-Miałem straszną twarz, nie chciałem żyć. Pragnąłem z całego serca być przy synu, wychować go. Ale z taką twarzą... Nie mogłem mu tego zrobić. Nie zasłużył na ojca potwora. Oddałem go rodzinie żony. Bardzo cierpiałem. Przekupiłem też lekarza, który oszukał ich, powiedział, że zmarłem. Uwierzyli i nawet nie pytali gdzie mnie pochowano. To było i jest mi na rękę. Tym czasem wyzdrowiałem i za przyczyną tego samego lekarza trafiłem tutaj. To cała historia. – zakończył.
W pokoju długo panowała cisza. Bo co można powiedzieć po takich słowach?
-A co do mojego wczorajszego zachowania to przepraszam – dodał – nie umiem już rozmawiać z ludźmi i jestem jaki jestem. Przepraszam.
-Proszę – odparła Sara.
-Czy mogłabyś przychodzić do mnie częściej, tak na pogaduszki. Widzisz, starzeję się i smętno mi tu samemu.
Sara patrzyła na niego z miną kogoś, kogo już nic nie jest wstanie zdziwić. stwierdziła, że to co teraz mówi może jest i prawdą, w końcu nie jest taki zły, a samotność na pewno mu dokucza.
-Postaram się.
-Dziękuję.
-To ja chyba już pójdę. Do jutra.
Ciekawie ujęta problematyka samotności. Najbardziej mi osobiście rzuciło się w oczy okrojenie całej treści jedynie do najpotrzebniejszych kawałków ukazujących treść którą chciałaś przekazać. Tak więc nie ma tu opisu jej spacerów, tylko od razu przejście do spotkań z tym staruszkiem.
Nie wiem czy potrafiłbym tak pisać. Głównie dlatego, że nie chciałbym pisać w taki sposób i o takich rzeczach. Cóż każdy ma inne upodobania.
Opowiadanko ładne choć kilka błędów się znalazło. No cóż, WORD nie wszystko jest w stanie wyszukać.
Word nie wszystko wykryje a ja strzelam byki jak sie masz
Dla mnie nie jest to okrojone - bo właśnei tak pisze - zwracam uwagę na ważne rzeczy a reszty niech domyśli się czytelnik. Stawiam na inteligencje czytelnika, podanie kawy na ławe mnie by zaniudziło - uznaję że i czytelnika też
no ale mamy inne sposoby pisania - ale tak musi być - inaczej świat byłby nudny
PS a Ty coś ostatnio napisałeś?
Ja własnei przymierzam sie do napisania czegoś w celu pogimnastykowania języka - ale poczekam kilka dni aż dostanę płytkę z programami - bo mam nowy laptop i nie ma tam worda
W pewnym sensie, siedze aktualnie (znaczy jak mam czas i natchnienie) przy opowiadanku przygodowym w klimacie fantasy.
Tylko jest to pierwszy raz kiedy stosuję narrację pierwszoosobową i ciekawie to wychodzi. Choć nie wiem czy zostaną przy pierwszej, jednak jestem przyzwyczajony do trzeciej. Tam w większości przypadków narrator jest wszystkowiedzący, a tu z kolei muszę liczyć się ze sposobem postrzegania świata przez postać.
m to nieźle - ja uważam że napisać dobry tekst w 3 osobie jest trudno - ale napisać tak samo dobry tekst w 1 osobie - to już sztuka.
Więc ciekawa jestem Twojego dzieła - i czekam aż go tu umieścisz kto wie - może to będzie Twój styl pisania - czego życzę