But I still search for Your sweet lips...
2 lipiec 2012, w Polsce - wciąż niewiadomo
Opis: SPOILER Charley Davidson—grim reaper extraordinaire, private investigator . . . meh—is practicing her profession under the influence, caffeine and copious amounts of it, due to an extreme desire to induce insomnia. Every time she closes her eyes, Reyes Farrow, the part-human, part-supermodel son of Satan, is there. Only thing is, he’s a tad peeved. She did bind for all eternity, so it’s hard blame him. But 13 days without a wink is bound to bring out the crazy in a girl. So, when a man hires her to find his wife, Charley accepts the job with one goal in mind: Put the man behind bars, and not the wet kind. She can sense the guilt waft off him and vows to find the woman’s body and prove he’s a murderer.
In the meantime, Reyes is back in prison and none too happy about it . . . so Charley thinks, until she is carjacked by the dark-haired rake, who swears the very man he went to prison for killing is not only alive, but close by. And he wants Charley to find him.
While a visit to her old friend Rocket sheds no light on Reyes’s situation, Charley finds out the man’s wife is still alive and time is running out. Finding her before she dies would be a miracle, but she has to try. Together with the help of a fashion-impaired receptionist named Cookie, Charley sets out to bring the bad guys to justice. She just hopes Reyes is not one of them. And that she’s not hallucinating from her self-induced bout with insomnia.
Od tej części według mnie seria pnie się już tylko w górę. W trójce mamy ciekawsze wątki, mocny koniec i sporo emocji. Fabularnie może nie jest wybitnie i serii zdecydowanie bliżej do PR, Charley zdarza się miejscami mnie mocno irytować (bo ileż można być niepoważnym?) oraz rozczarować głupimi decyzjami, kiedy miałam ją za inteligentniejszą, ale całość wypada w moich oczach całkiem nieźle. Jest to przyjemne czytadło z bardzo sympatycznymi bohaterami, których dalsze losy ciekawią i chętnie się o nich czyta.
Podoba mi się również dynamika "związku" Reyesa i Charley. Nie jest to mdła historia, ponieważ każde z nich ma twardą osobowość oraz niezły charakterek. Reyes może i jest całkowicie oddany Charley i, jak wiadomo, za jego motywami stoi historia sięgająca baaaaardzo długiego okresu czasu, a jednak nie robi to z niego mimozy. Momentami jest dla niej bezwzględny, czasem popycha ją poza granicę własnych możliwości, aby odkryła swoje zdolności albo po prostu focha się, gdy jest na nią wkurzony i nie popuszcza jej tak łatwo. Podobnie Charley. W końcu zawsze do siebie wracają, ale po drodze podrą ze sobą parę kotów.
W trójce Reyes tak mnie wkurzył, że na serio miałam nadzieję, że Charley da mu trochę popalić, zanim cokolwiek się między nimi rozwinie dalej.
W ogóle faceci w jej otoczeniu to straszne sukinkoty. SPOILER Korzystają, ile wlezie z jej umiejętności, a kiedy przychodzi niebezpieczeństwo, to przykładem Reyesa i jej ojca, nasyłają na nią największe zło, bo i tak sobie poradzi, ale nie raczą jej już o tym uprzedzić, żeby mogła się do tego przygotować. Jej ojciec to już w ogóle szczyt hipokryzji, w czym zgadzam się z wujkiem Bobem. Charley nie jest idealna, czasami jest naprawdę wkurzająca i ma skłonności do dramatyzowania, ale w tej kwestii cholernie jej współczuję. Albo wierzą w nią i jej ufają albo nie, do diabła.