But I still search for Your sweet lips...
1. Naikari
Żelazny Król
- Malwina, chodź na obiad!
- Już idę! - mówię, ale nie idę. Bo jestem w krainie Nigdynigdy i jakoś nie spieszy mi się, aby z niej wracać.
- Obiad stygnie! - woła mama dalej, a ja z ociąganiem w końcu odrywam się od książki.
Taka sytuacja miała miejsce wczoraj około godziny piętnastej. Dowiedzieć się z niej możecie dwóch rzeczy. Pierwszej, mniej istotnej, że moje imię to Malwina, zaś drugiej, o którą mi głównie chodziło, że Żelazny król wciąga jak diabli.
Mam na imię Meghan i właśnie skończyłam szesnaście lat, ale nie jestem z tego powodu szczęśliwa...
Nie. Wy już wiecie, że nie mam tak na imię, ale co ja poradzę, że nadal czuję się Meghan Chase? Czytając powieść Kagawy przez cały czas miałam wrażenie, jakbym znajdowała się w krainie Nigdynigdy. Przeżycia bohaterki były moimi.
I chcę napisać recenzję, opisać o czym jest ta książka... Ale jest to dla mnie wyzwanie, bo mimo że skończyłam czytać „Żelaznego króla” nadal jestem w krainie Nigdynigdy. Jednak postaram się i zacznę jeszcze raz.
Meghan Chase to nastolatka mieszkająca z młodszym, czteroletnim przyrodnim bratem, mamą i ojczymem na farmie, na której hodują świnie. Ich fundusze są ograniczone, dlatego też Meghan nie może pozwolić sobie na super ubrania, jakie noszą inne dziewczyny uczęszczające z nią do szkoły. Chciałaby posiadać parę ładnych jeansów, ale zamiast nich ma same workowate, głównie zielone ubrania. Meghan jednak nie narzeka. Nie ubolewa nad swym losem mówiąc, jak to ona ma najgorzej. Jedyne czego chce, to żeby bliscy pamiętali o jej urodzinach, a wszystko wygląda tak, jakby o nich zapomnieli. Jakby zapomnieli o niej. Wyjątkami zdają się być jej młodszy brat, Ethan i rudowłosy, jedyny przyjaciel Meghan, Robbie.
Główna bohaterka nie jest bogata i do tego nie jest gadatliwą i towarzyską osobą, toteż jest mało znana w szkole. Dlatego, gdy ma szansę pobyć sam na sam z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole(wprawdzie tylko przez godzinę na korepetycjach, ale zawsze!) i to w dniu swoich urodzin, zaczyna wierzyć, że może jednak urodziny nie są takie straszne...
Ale spotkanie, jakie miało odmienić jej życie, nie idzie tak, jakby tego chciała i dzień, który miał być najlepszym, staje się koszmarnym i to nie tylko z powodu niepowodzenia związanego z gwiazdą szkolnej drużyny.
Meghan nagle dowiaduje się, że nikt nie jest tym, kim sądziła, że jest. Ona sama nie wie, kim jest. A do tego... do tego dochodzi tajemnicza postać na koniu i dziwne zachowanie Robbiego. Przyjaciela, którego nie pamięta kiedy poznała i u którego w domu nigdy nie była.
Ale to wszystko to dopiero początek. Jedynie zalążek tej niezwykłej powieści, jej pierwsze strony. Lecz w dalszych nadal akcja goni akcje i autorka nie daje nam czasu na nudę. Bohaterowie są tak barwni i zapadający w pamięć, że muszę o nich, przynajmniej w skrócie, wspomnieć.
Po pierwsze wyżej wymieniona już Meghan. Polubiłam tę postać bo jest nastolatką umiejącą stawiać na swoim. Jest taka zwykła, ale przez to świetnie można w czuć się w jej sytuacje, a wręcz, co już wspomniałam, poczuć się nią. Ale przy tym, co ważne, nie należy do irytujących.
Po drugie Robbie... zabawny i przyjacielski Robbie, który odsłonił przed Meghan magiczny i barwny, pełny przeróżnych baśniowych postaci świat, jakim jest kraina Nigdynigdy.
I Ash. Och, Ash... Ash, Ash, Ash. Chcę tutaj coś napisać, ale wybaczcie, nie mogę. To taka postać, którą gdybym opisała, popsułabym Wam zabawę. A tego przecież robić nie chcę.
Jednak uwierzcie mi, że jeśli już poznacie mrocznego księcia, pokochacie go równie mocno, jak ja.
Oprócz wyżej wymienionych postaci występuje w książce cała gama innych bohaterów. Jednych zaczerpniętych lub inspirowanych dziełami literackimi takimi jak „Sen nocy letniej” (postacie z tej sztuki to na przykład Oberon i jego żona, Tytania), czy „Alicja w krainie czarów”(kot podobny do kota z Cheshire) , a innych całkowicie przez autorkę wymyślonych, lecz wszystkich równie wartych uwagi i świetnie wykreowanych.
Sama kraina Nigdynigdy została opisana tak, że miałam ją, czytając „Żelaznego króla”, cały czas przed oczami... Ja tam po prostu byłam.
Jeśli czytacie moje słowa i czekacie na krytykę, dziś jej nie dostaniecie. Wybaczcie mi to, ale na razie nie stać mnie na nią. I szczerze wątpię, abym mogła wymienić wady tej książki nawet po ochłonięciu.
A teraz... teraz dociera do mnie, ile muszę czekać na kolejną część! Katorga, powiadam, katorga!
Moja ocena: 10/10
2. Tirindeth
Miasto Kości
Młoda, zwyczajna dziewczyna, idąc na piątkową potańcówkę, przeważnie myśli o tym, jak wygląda: czy ma dobrze ułożone włosy i schludny makijaż, czy jej towarzysz prezentuje się elegancko, a jeśli idzie sama – czy będzie w stanie sobie znaleźć jakiegoś towarzysza w tłumie tańczących ludzi. I na pewno powinna być zadowolona, uśmiechnięta i najlepiej, jakby beztrosko patrzyła w przyszłość. Ale czy rudowłosa nastolatka, stojąca w kolejce do klubu wraz ze swoim cichym przyjacielem jest zwyczajną dziewczyną?
Clary Fray, która z kolegą Simonem wybiera się do klubu Pandemonium, ma piętnaście lat. Kiedy stoi w tłumie oczekujących gości, jej wzrok przykuwa dziwny chłopak z niebieską czupryną, który właśnie kłóci się z bramkarzem, czy może wejść na imprezę z atrapą miecza przypiętą do pasa, jako częścią jego stroju wyjściowego. Mógłby się wydawać typowym bywalcem klubów nocnych, lecz coś – jeszcze nie wiemy, co – przyciąga Clary do tego chłopca.
Będąc na miejscu, bohaterka siłą rzeczy nie może przestać wypatrywać go w tłumie. Jej kolega stara się ściągnąć uwagę dziewczyny, lecz bezskutecznie. I wtedy Clary jest świadkiem, jak dziwny chłopiec o niebieskich włosach zostaje zwabiony przez tajemniczą dziewczynę do zamkniętego pomieszczenia magazynowego, a zaraz za nimi podążają dwie mroczne postacie z bronią. Clary jest przekonana, że ci dwaj chcą robić krzywdę chłopakowi, więc postanawia wkroczyć do akcji, a Simon otrzymuje zadanie wezwania policji.
Ale właśnie wtedy, gdy Clary trafia do magazynu, staje się świadkiem jednej z najdziwniejszych scen, jaką do tej pory mogła przeżyć – słyszy rozmowę osaczających chłopca ludzi, którzy twierdzą, że muszą go zabić, gdyż ten jest demonem. Dla dziewczyny napastnicy to najwyraźniej obłąkani, chorzy ludzie, więc postanawia powstrzymać wariatów przed morderstwem, ściągając na siebie ich wzrok pełen zdziwienia i niedowierzania.
I tak poznajemy kolejnych głównych bohaterów – Jace’a, Isabelle i Aleca. Cała trójka twierdzi, że są potomkami ludzi i aniołów, którzy mają za zadanie chronić świat przed demonami jako Nocni Łowcy. Nie są to jednak postacie odziane w białe szaty, dzierżące świetliste miecze. To żywe istoty, czujące, nienawidzące i tak samo rządne zemsty, jak zwykli śmiertelnicy.
W całej tej scenie nic by nie było dziwnego, gdyby nie fakt, że Nocnych Łowców mogą widzieć tylko inni Nocni Łowcy, chyba, że sami chcą być dostrzegani (tutaj należałoby podkreślić istnienie czegoś takiego, jak czar niewidzialności). A Clary, pomimo otaczających ich czarów, widzi mroczne postacie tak samo, jak i widzi demony. A kiedy znika matka dziewczyny i Nocni Łowcy chcą ją przesłuchać, piętnastolatka zdaje sobie sprawę, że właśnie weszła do zakazanego świata, a nic już w jej życiu nie będzie takie samo. Spotkanie w Pandemonium i późniejsze wydarzenia wciągają ją w pełną niebezpieczeństw przygodę, gdzie dane będzie bohaterce zaznać radości i smutków, cierpienia i ukojenia, a wszystko to ułoży się w niepowtarzalną opowieść o miłości, sile przyjaźni i zaufania oraz o odwiecznej walce dobra ze złem. Oczywiście z przystojnym chłopakiem na pierwszym planie.
W dobie współczesnego zamiłowania do paranormali i fantasy, nie ma możliwości, by ktoś odmówił sobie poznania Miasta Kości, pierwszego tomu serii Dary Anioła. To epicka opowieść łącząca w sobie najważniejsze cechy idealnej lektury – wartką akcję, żywych bohaterów, tajemnice do rozwiązania i przede wszystkim romans, który rozgrzeje każde niewieście serce. I chyba nie tylko niewieście.
Trzecioosobowa narracja wciąga czytelnika w opowieść, nie pomijając dokładnej analizy zachowań i odczuć bohaterów. Przede wszystkim autorka skupia się na Clary, która swoją lekkomyślnością daje się wciągnąć w dziwną przygodę. Język wszechwiedzącego narratora pozwala nam wtopić się w strukturę dzieła, rozbudza wyobraźnię, mami rzeczywistymi obrazami, zupełnie jakbyśmy oglądali świetnie zekranizowany film, gdzie dialogi są poprawne i naturalne, a wtopione w nie złote myśli i piękne cytaty nadają wymiaru uniwersalnego. Magia utworu to przede wszystkim wspaniała kreacja świata i bohaterów, jakich ukazuje nam autorka. Są żywymi bytami, posiadającymi idealnie wykreowane charaktery i osobowości. Nie są doskonali i nie są sztuczni. Są dokładnie tacy jak my! Być może dlatego właśnie powieść przyciąga same pozytywne opinie, bowiem nie ma nic ważniejszego, niż poruszenie czytelnika do głębi. A dzieło Cassandry niewątpliwie potrafi poruszyć.
Autorka Miastem Kości zapoczątkowała pierwotną w koncepcji trylogię. Ale już wkrótce, bo 18 maja 2011, będziemy świadkami premiery kolejnego, czwartego tomu serii. To jedna z najbardziej oczekiwanych premier tego roku, a to doskonale oddaje nam magiczną aurę, jaka otacza ową lekturę i żywe zainteresowanie Nocnymi Łowcami.
Osobiście książka rzuciła mnie na kolana. I nie ukrywam, że byłam zupełnie obezwładniona urokiem jednego z głównych bohaterów, który zawładnął moim sercem na długi czas. W zasadzie nadal jestem obezwładniona, gdyż jego postać, pomimo upływającego czasu i zmieniających się trendów, wciąż jest w moim sercu – zakorzeniona, mam nadzieję, na zawsze.
Wobec tego z całą odpowiedzialnością mówię, że Dary Anioła są niesamowite. Przede wszystkim dlatego, iż pojawia się tu tak wiele wątków, dzięki czemu nie spotykamy się ze zwykłą, typową paranormal romance, lecz z najprawdziwszą epicką opowieścią przygodowo-fantastyczną, gdzie wszystko może się wydarzyć. Stąd też naprawdę polecam lekturę, dając najwyższą ocenę i uprzedzam – na Mieście Kości historia się nie kończy. Już wkrótce zapragniecie więcej i więcej, a Wasze dłonie bezwiednie sięgną po drugi i trzeci tom przygód Clary i jej niepoprawnych przyjaciół.
A mnie pozostaje jedynie zachęcić Was do tej niebanalnej lektury!
3. booki
Ognista
Sophie Jordan dorastała wśród wzgórz Teksasu, gdzie snuła fantazje o smokach, wojownikach i księżniczkach. Obecnie mieszka wraz z rodziną w Houston. Była nauczycielką angielskiego, jest autorką bestsellerowych romansów historycznych, pod pseudonimem Sharie Kohler publikuje także romanse zawierające wątki paranormalne. Obecnie koncentruje się na cyklu o Jacindzie, do którego prawa zakupiło wiele światowych wydawnictw. Trwają prace nad adaptacją filmową „Ognistej”.
Życie Jacindy jest z góry zaplanowane. Wódz stada traktuje ją jak kogoś, kto będzie spełniał jego rozkazy za każdym razem. Jacinda ma tego dość, potrzebuje wolności. Nie potrafi wytrzymać, wszyscy traktują ją inaczej, za to co potrafi, a nie za to kim jest. Kończy się to tym, że dragonka łamie najświętszą regułę stada, co prawie kończy się tragedią. Jednak nie wiadomo dlaczego jeden z myśliwych ratuje jej życie, nie wydaje jej. Matka zmusza ją do ucieczki od stada. Zamieszkują na pustyni, wśród ludzi, gdzie potomkini smoków, choć próbuje, nie potrafi się dostosować. Jej myśli wciąż zaprząta Will, który jest zachwycający, jednak nieosiągalny. Jej smocza natura powoli umiera, co tak naprawdę, było marzeniem jej matki. Gdy jej dragonka umrze, pozostanie zwykły człowiekiem, jednak bez pewnej części siebie. Jacinda nie może do tego dopuścić, nie chce żegnać się ze swoją smoczą naturą. Zrobi wszystko, by tylko uratować w sobie dragonkę…
Jacinda jest dragonką, jedyną ognioziejką, która pojawiła się od wielu pokoleń w jej stadzie. Dlatego wszyscy traktują ją inaczej i planują jej życie, byle tylko wyszło to na korzyść stadu. Jacinda ma tego dość. Mieszka z matką i siostrą bliźniaczką. Matka zabiła w sobie smoczą naturę i teraz jest tylko człowiekiem, natomiast Tamra oddaliła się od siostry, gdy okazało się, że ona nigdy nie przejdzie przemiany i pozostanie zwykłym człowiekiem. Jako dragonka Jacinda kocha latać nie potrafi bez tego żyć i właśnie przez latanie omal nie zginęła, także przez to musiała uciekać ze swojego domu, na jakąś pustynię, gdzie jej rodzicielka i jej bliźniaczka się odnalazły, jednak jej to nie wyszło.
Autorka świetnie przedstawiła dragonów. Wszystko opisała, ich rodzaje, niektóre zwyczaje. Wyszło jej to całkiem autentycznie. Opisy autorek pobudzają wyobraźnię. Czytane słowa malują obraz przed naszymi oczami. Jest on trochę zaskakujący, jednak całkiem sensowny.
Dragony, którzy potrafią przybierać ludzką postać, ukrywają się przed ludźmi, a w szczególności przed myśliwymi, którzy na nich polują. Myśliwi byli zupełnie różni od dragonów. Zostali oni przedstawieni, w większości, jako ludzie, którzy mają puste oczy, bez emocji, jakby nie byli zdolni do jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Tworzyli duży kontrast, w porównaniu z dragonami, którzy przemieniali się pod wpływem działających na nich emocji.
W książce opisy są świetnie napisane, co także pomaga czytelnikowi zobaczyć to, co autorka wprowadza do książki. Zauważyłam w niektórych książkach, brak rozbudowanych opisów, przez co niekiedy nie wiedziałam co jak wygląda i jakie jest, a jest to dość ważny czynnik w budowaniu świata przedstawionego.
Niestety, jak już w prawie każdej książce, nie potrafię opędzić się od niektórych wątków, które się pojawiają i przypominają mi inne książki. W tym przypadku, zachowanie Willa, miejscowo przypominało zachowanie Edwarda ze Zmierzchu, co niestety mocno mnie denerwowało. Zdaję sobie sprawę, że trudno jest napisać coś zupełnie innego, a autorce to się udało, jednak ten wątek nadal nie daje mi spokoju, szczególnie przez pewien cytat, który jest prawie identyczny i w tym samym kontekście co w Zmierzchu. Jednak i tak od książki wieje powiew świeżości i zróżnicowania na tle innych pozycji.
„Ognista” momentami była trochę naiwna. Zdawało mi się, że czytam fragment kompletnie pozbawiony sensu lub zbyt przewidywalny. Niekiedy postacie postępowały w ten sposób, że z góry wiedziałam co stanie się dalej. Znowuż innymi czasy ich reakcje nie pasowały mi do sytuacji. Na szczęście było tylko kilka takich momentów i nie rzucały mi się one aż tak bardzo w oczy.
Zauważyłam, że ostatnio na rynku pojawia się coraz więcej nowych pomysłów, i choć nadal jest mnóstwo książek napisanych na tym samym schemacie, cieszy mnie, że coraz więcej jest od tego odstępstw w tematyce paranormalnego romansu. „Ognista” jest właśnie jedną z tych, opierających się prądowi wampiryzmu i schematom, książek, dzięki czemu nie jest od razu poznana na wylot, a czytelnik może zostać zaskoczony.
Sophie Jordan ma lekkie pióro, co jest uwidocznione od pierwszych stron tekstu. Autorka pisze lekko i prostym językiem, bez zbędnych archaizmów, w takiej książce. Potrafi wciągnąć czytelnika w nowo poznany świat i pobudzić jego wyobraźnie do działania. Styl autorki bardzo przypadł mi do gustu, a książkę czytało się bardzo przyjemnie.
Jestem zafascynowana życiem dragonów, które zarysowała nam Sophie Jordan. Książka trafiła na listę moich ulubionych i wiem, że z chęcią sięgnę po nią kolejny raz. Jest to miła lektura, z którą można przyjemnie spędzić czas i zatopić się w innym świecie. Czytając miałam wrażenie jakbym tam była i działała, a nie tylko postronnie wszystko obserwowała. Nie mogłam oderwać się od czytania „Ognistej” i byłam mocno zawiedziona, gdy książka się skończyła. Z niecierpliwością czekam na kolejną część, którą przeczytam na pewno. Książkę polecam osobom, które lubią tematykę smoków i ten typ literatury, jednak nie tylko im, gdyż sądzę, że i tak wciągną się i przeżyją wspaniałe chwile wraz z Jacindą.
Moja ocena 9/10
4. RoseHathaway
Miasto Upadłych Aniołów
"Miasto Upadłych Aniołów" przeczytałam trzy dni temu. Powiem szczerze, że czytałam z zapartym tchem, ponieważ ta książka napisana przez Cassandrę Clare, była moim zdaniem najlepszą częścią serii "Dary Anioła" tej amerykańskiej pisarki.
Wszystko zaczyna się od niezbyt brawurowego oraz niezwykłego wstępu. Przez pierwsze 100 stron, powieść wydawała się niezbyt ciekawa, dość nużąca i nudna. Jednakże wytrwały czytelnik przebrnie przez gorszą część i ze smakiem pochłonie tę znacznie lepszą. Tak i ja zrobiłam.
W "Mieście Upadłych Aniołów" już na samym początku pojawia się Simon, najlepszy przyjaciel głównej bohaterki-Clary. Ucieszyło mnie to, ponieważ zawsze darzyłam tego chłopaka sympatią, choć nie on podbił moje serce, lecz Jace. Tak, ten niedawno przemieniony wampir, pokazał w tej części swoją nową odsłonę i oblicze. Nie jest już niezdarnym, delikatnym chłopczykiem, ale interesującym, zmęczonym problemami mężczyzną.
Kłopoty przyjaciela Fray powiększały się wraz z każdą czytaną stroną. Miał on wiele dylematów, oraz trudnych wyborów. Kto jest bliższy jego sercu? Co tak naprawdę czuje? Czy jest spragniony krwi? Co może wyniknąć z jednego nieostrożnego ruchu? Takie pytania nurtowały mnie, kiedy pochłaniałam powieść. Znalazłam na każde z nich odpowiedź i dzięki temu mogę szczerze powiedzieć, że Simon naprawdę spoważniał i jest postacią bardzo teraz przeze mnie lubianą.
Jace, chłopak Clary, nieziemsko przystojny blondyn, który podbił miliony serc czytelniczek, w tej części również ukazał swoją drugą stronę. Pod pokrywą arogancji i bezczelności pojawił się wrażliwy, kochający i czuły chłopak, zarazem namiętny i gwałtowny. W czwartej części bestselleru pani Clare pokochałam tego bohatera jeszcze bardziej.
Na początku bardzo mnie irytował nie tylko swoim zachowaniem, ale też odzywkami. Sprawiał wrażenie marnej kopii pewnego siebie Herondale'a. Był tajemniczy, zmęczony i denerwujący. O tym, co się działo nie chciał nikomu powiedzieć, nawet swojej dziewczynie, co denerwowało mnie strasznie. Czy komukolwiek powiedział? Z tym pytaniem uporacie się czytając książkę!
Clary nie zaskoczyła mnie absolutnie. Dość przewidywalne zachowanie, mimo mojego ogromnego szacunku do niej oraz sympatii, nie uważam aby jakoś szczególnie zachwycała. Jednakże czasem rudowłosa nastolatka była szczera i odważna, co dawało jej ogromnego plusa w moich oczach.
Alec, Magnus, Isabelle, Maya,Kyle. Jak dla mnie zdecydowanie było ich za mało, szczególnie pierwszych dwóch chłopaków. Gdy się wreszcie pojawili skakałam z radości. Nie zawiedli mnie i rozbawili, a nawet wzruszyli, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że są wprost cudowni. Co do Izzy, Mayi i Kyle'a to nie mogę nic powiedzieć oprócz tego, że ich lubię, szczególnie Izz.
Lilith oraz Jonathan... Były to mroczne postacie tej książki, nie cierpię obu bohaterów. Oboje źli, podli mordercy. Każde z nich zasłużyło na śmierć. Ale również z nimi wiąże się pewna zagadka, która jest opisana w książce...
Camille, wampirzyca, za którą średnio przepadam. Często denerwująca, ale sprytu i bystrości odmówić jej nie można. Lubić się ją da, ale na razie nie daje zbytnich powodów do tego.
Co do akcji w "Mieście Upadłych Aniołów" to nie da się jej fabuły opisać w kilkunastu zdaniach. Tak genialnej książki dawno nie czytałam.
Tak jak już wspominałam początek był średni. Dużo rozterek, zawiłości, dużo pytań, mało odpowiedzi. Na szczęście z każdą stroną tempo nabierało odpowiedniej prędkości. Kiedy myślałam, że już wszystko wiem, każda konkluzja jest bajecznie prosta, zagadki rozwiązane, następowało zdarzenie, które wszelkie moje domysły przekreślały. Cudownie było to czytać, a akcja była niesamowita. Wszystko były idealnie zaplanowane, nietuzinkowo rozwiązane. A zakończenie... mua! Oto dopiero tajemnica, która będzie nas dręczyła, aż do premiery kolejnej odsłony powieści. Powiem tylko, że właśnie zakończenie było najlepsze, a pytania związane z nim ciągle mnie nurtują.
Oceniając książkę w skali do dziesięciu punktów, nie mogłabym nie dać maksa. Książka miała w sobie wszystko- wiele wątków miłosnych, nienawiść, pożądanie, intrygę, tajemnice, zagadki, przyjaźń oraz magię.
Tak więc 10/10 .
5. Zuz@
Deklaracja
Wampiry, wilkołaki, czarownicy i anioły. To wszystko miało już swój czas, teraz na Naszym rynku pojawiają się nowe opowieści. Opowieści antyutopijne. O Ziemi za kilkaset lat, o Naszej cywilizacji w przyszłości. O tym, jak wszystko się pozmieniało i jak żyją ludzie w tym świecie. Jedną z takich książek jest 'Deklaracja' Gemmy Malley.
Nie spodziewałam się, że tak szybko sięgnę po tę pozycję ,jednak impuls i nuda w podróży autobusem sprawiły, że zaczęłam czytać. I wpadłam jak śliwka w kompot, nim się obejrzałam byłam w połowie książki. Książki opowiadającym o Naszej planecie za ponad 100 lat. Pewnie zastanawiacie się ile może się zmienić przez ten czas? A no może, i to bardzo wiele. I nie mówię tu o niezwykłym rozwoju technologicznym i lotach na Księżyc. Mówię o rozwoju farmakologicznym.
Otóż w 'Deklaracji' podstawą jest wynaleziony w 2035 roku lek na Długowieczność. Lek, który pozwala uzdrowić ciało i żyć wiecznie, uciekając śmierci. Jednak, gdy nikt nie umiera ,a kolejne dzieci się rodzą to zaczyna brakować miejsca. Bo jak na Naszej planecie je zagospodarować dla tylu ludzi? Jak nie wykorzystać przez to wszystkich zasobów energetycznych, żywieniowych? Dlatego właśnie zostaje wprowadzona przez Władze - Deklaracja. Podpisując ją zrzeka się prawa do posiadania dzieci, za cenę Długowieczności. Może złożyć Rezygnację- co wiąże się z brakiem leku, ale z możliwością posiadania 1 dziecka. Jednak mało kto decyduje się na taki krok. Istnieją jednak ludzie, którzy mimo podpisania Deklaracji płodzą dzieci. Dzieci, które nazywane są nadmiarem, są łapane i zamykane w specjalnych ośrodkach.
Takim dzieckiem była Anna. Poznajemy ją, gdy ma 15 lat, jest prefektem w Grange Hall, ośrodku dla takich jak ona, namiarów. W miejscu tym jest uczona do zadośćuczynienia swojego istnienia. Jest wychowywana by poznać Swoje miejsce w społeczeństwie ,a przy dobrym sprawowaniu- ma możliwość służenia legalnym. Dzieci znajdujące się tam uczone są tego, że nie powinny istnieć, że są nikim, nikt ich nie kocha i nie powinien. Mają być użyteczni i odkupić Grzech wobec Matki Natury. Anna stara się być porządna, użyteczna. Czasami ma się wrażenie, że jest niczym robot powtarzający swoją mantrę, że jest nikim. Jednak wszystko zmienia się, gdy w ośrodku zjawia się Peter. Nagle pojawiają się w głowie Anny pytania- czy świat na zewnątrz jest rzeczywiście taki o jakim jej mówią? Czy jej istnienie jest grzechem? Czy rodzice byli egoistami, którzy jej nie kochali? I czy rzeczywiście to co nowe nie ma prawa bytu?
Książka Gemmy Malley pochłania. Pochłania bez reszty. Rozdziały są krótkie i przejrzyste, dlatego bardzo szybko się czyta, łaknąc coraz to więcej. W głowie kotłują się myśli, czasami ma się ochotę dołączyć do dyskusji prowadzonej w książce, krzyknąć na bohatera, powiedzieć ,że jest naiwny ,że miał pranie mózgu. Jednym słowem 'Deklaracja' porusza, wzbudza emocje. I daje do myślenia, bo to co widzimy w tej książce wcale nie jest takie nieprawdopodobne, jak mogłoby się wydawać. I zadajemy sobie to najważniejsze pytanie: czy długowieczność powinna wiązać się z brakiem nowych, młodych ludzi? Czy rzeczywiście te nielegalnie narodzone dzieci to nadmiar? A może nadmiarem są stare osoby żyjące już tyle lat, które zabierają miejsce na Ziemi? 'Deklaracja' doprowadza do kotłowania się myśli w głowie, co uważam za wielki plus. To nie książka do szybkiego przeczytania i odłożenia. Owszem czytanie zajmuje jeden wieczór, ale rozmyślać o niej będę na pewno długi czas, bo Pani Gemma Malley skutecznie nie pozwala zapomnieć o pytaniach, które rodzą się podczas czytania.
Jeśli ktoś się jeszcze zastanawia to niech przestanie i sięga po 'Deklaracje', bo naprawdę warto!
Ocena: 9/10
6. Silje
Przyrzeczeni
Wampiry to temat całkowicie wyeksploatowany w literaturze młodzieżowej. Przez kilka ostatnich lat spotykaliśmy się z wampirami dobrymi i złymi, ładnymi i brzydkimi, a nawet świecącymi. Jeszcze kilka dni temu wierzyłam, że nic nie jest w stanie przełamać rutyny. Jakże się myliłam!
Jessika to zwyczajna nastolatka żyjąca w świecie, którego granice wyznaczają dom i szkoła. Jest miłośniczką matematyki, podkochuje się w szkolnym przystojniaku, rozpoczyna naukę w ostatniej klasie szkoły średniej. Sielskie życie się jednak kończy – oto bowiem, czekając na autobus Jessika spostrzega, że jest obserwowana. Co gorsza, prześladowca okazuje się być nowym uczniem w klasie, a jej matka, zaprasza tajemniczego natręta na kolację. Lucjusz – bo takie jest imię władczego, pewnego siebie młodzieńca – przybywa z wiadomościami, które dla stąpającej twardo po ziemi Jessiki są bałamutnym kłamstwem i wymysłem chorej wyobraźni chłopaka. Lucjusz twierdzi, że jest wampirem, Jessika natomiast (a właściwie Anastazja, bo takie jest prawdziwe imię adoptowanej dziewczyny pochodzenia rumuńskiego), na mocy paktu zawartego po jej narodzinach, ma zostać żoną Lucjusza i – jako jedyna spadkobierczyni królewskiej linii Dragomirów – zostać wampirzą księżniczką.
Co zrobiłybyście, gdyby ktoś Wam oznajmił, że jest wampirem? Czy – tak jak większość bohaterek – rzuciłybyście się w ramiona nieznajomemu wystawiając swoje soczyste, wypełnione świeżą krwią tętnice? Zachowanie Jess jest na wskroś naturalne i realistyczne; jej reakcja to strach i zaprzeczenie, analityczny umysł nie przyjmuje do wiadomości istnienia stworów rodem z bajek.
„Przyrzeczeni” to miła, urocza, ciepła i zabawna opowieść. Poza ścisłą końcówką nie ma tu szalonych zwrotów akcji, ale pomimo tego dłonie drżały mi ze zniecierpliwienia przy każdej odwracanej kartce. To niezwykła historia przesycona romansem, namiętnością i humorem.
Lucjusz to bez wątpienia wizytówka tej powieści. To tradycyjny ideał mężczyzny; zawsze nienagannie ubrany, szarmancki, potrafiący stanąć w obronie kobiety, prawiący komplementy, oczytany i elokwentny, a także przystojny. Czy powieść bez Lucjusza byłaby równie dobra? Na pewno nie. Młody wampir wnosi do niej to, co najważniejsze w paranormal romance, czyli świeżość; bohatera takiego jak on jeszcze nie było. Myślę, że tym samym rozpocznie nową erę i chłopcy jemu podobni zaczną się pojawiać w powieściach jak grzyby po deszczu.
W „Przyrzeczonych” zachwycił mnie język. Całość pisana jest lekko i z polotem, narracja prowadzona jest zaskakująco dobrze. Ciekawym zabiegiem jest wplatanie w treść powieści listów Lucjusza do wuja. Listy te, to prawdziwy majstersztyk i istny popis talentu autorki. Skrzą się humorem, wypełnione są nie tylko opisem zabawnych wydarzeń, ale też niezmiernie trafnymi uwagami Lucjusza na temat otaczającego go świata.
O dreszcze przyprawiają także relacje między dwojgiem głównych bohaterów. Ich potyczki słowne bawią do łez, ich zmartwienia wzruszają, a ich uczucie ściska za serce. Namiętność można wyczuć zmysłami. Autorka w idealny sposób opisuje rodząca się pomiędzy nimi więź, a w końcu także miłość. Możemy śledzić powolną przemianę bohaterki z amerykańskiej nastolatki – Jessiki, w odważną, odpowiedzialną i majestatyczną księżniczkę Anastazję.
Czas na zarzuty. Nie lubię ingerencji w tradycyjny wizerunek wampira. Dla mnie powinna to być istota żywiąca się jedynie krwią, spalająca się w słońcu, a przede wszystkim – stworzona przez ugryzienie. Wampiry Beth Fantaskey – nie przeczę, że ciekawe, były jednak zaprzeczeniem wszystkiego, co stworzone zostało w tradycji ludowej. W „Przyrzeczonych” mi to za bardzo nie przeszkadzało, ale - ponieważ ingerencje takie irytują mnie z zasady – wypadało wspomnieć.
Książka skłoniła mnie też do przemyśleń nad mentalnością narodu amerykańskiego, dla którego państwa takie jak Rumunia, czy Rosja, to po prostu „Europa wschodnia”. Zaprezentowany w powieści obraz Rumunii nie zaszkodzi nam - Polakom; potrafimy spojrzeć na niego z przymrużeniem oka i potraktować jako jedną z hiperboli użytych przez autorkę. Ale Amerykanie? Czy na zawsze utrwalą w swej wyobraźni Rumunię jako kraj nieokrzesanych dzikusów rodem ze średniowiecza? Czy już zawsze pamiętać będą ludzi gotowych zabić za nieposłuszeństwo? Wszak autorka wielokrotnie podkreślała wyższość Stanów Zjednoczonych ze względu na ich demokratyczny charakter. Czemu nie pamięta o tym, że Rumuni również mają parlament, że ich kraj od czterech lat należy do Unii Europejskiej? Pomimo, że był on zabawny, żałuję, że autorka posłużyła się tak stereotypowym wizerunkiem tego wspaniałego państwa.
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o „Przyrzeczonych” byłam pewna, że żadna siła nie zmusi mnie do ich przeczytania. Opis na okładce, z całą mocą eksponujący wszystkie schematy, z którymi mieliśmy do czynienia wcześniej („nowy uczeń”, „szkoła”, „arogancki i przystojny nieznajomy”, „wampirza księżniczka”) – zdecydowanie nie zachęca do lektury.
Tym razem warto jednak dać ponieść się emocjom i zagłębić w tę pasjonującą i oddziałującą na uczucia lekturę. Poznajcie dwoje wyjątkowych bohaterów i niezwykłą historię ich miłości.
7. Rosemary
Las Zębów i Rąk
Co powinna mieć w sobie książka, by stać się jedną z moich ulubionych? Na pewno musi wciągać. Świat w niej zamknięty musi być na tyle wyjątkowy, by potrafił mnie uwięzić, sprawić bym zapomniała o wszystkim. Taka powieść powinna mnie pożreć, sprawić, że to ja będę główną bohaterką, że to ja będę przeżywać te wszystkie emocje, ja będę cierpieć, śmiać się i płakać. Książka musi zatrząść całym moim światem, zmienić mój pogląd na życie. A przede wszystkim po jej przeczytaniu muszę czuć pustkę, która będzie sprawiać, że do moich oczu będą napływać łzy. Nie często spotyka się takie dzieła, ja bym powiedziała, że bardzo rzadko. Ale „Las Zębów i Rąk” napisany przez Carrie Ryan, jest właśnie taką powieścią, jedyną w swoim rodzaju, to książka z duszą.
Mary – główna bohaterka, marzy o oceanie, o innym życiu, w którym nie będzie Nieuświęconych, kreatur przypominających ludzi, a jednak tak od nich różnych, ich jedynym pragnieniem jest głód ludzkiego mięsa. Jej życie sprowadza się do strachu przed nimi i do przygotowywania się na najgorsze, na moment, gdy te stwory zniszczą i przedrą się przez siatkę okalającą wioskę zamieszkiwaną przez Mary, Siostry twierdzą, że to jedyne miejsce, gdzie da się żyć, gdzie są ludzie, a do tego trzymają mieszkańców w ryzach, to one pilnują porządku, ustanawiają zasady i wiedzą wszystko najlepiej. A wszyscy bez zastrzeżeń im wierzą. Nieuświęceni zabierają Mary ojca, wkrótce potem drugiego rodzica. Dziewczyna, przez nikogo niechciana trafia do Siostrzeństwa. Obwinia się o śmierć matki, bo miała ona przy niej być, gdy ta została zainfekowana, czyli ugryziona przez Nieuświęconego, co szybko doprowadzi do przeistoczenia się w tę kreaturę. Zamiast wrócić do niej, bohaterka rozmawiała nad strumykiem z Harrym, chłopakiem, który zaprosił ją na Święto Plonów, to wtedy pary wiążą się ze sobą, by potem wziąć ślub. Mary po tych smutnych wydarzeniach, mieszka wraz z Siostrami w Katedrze, to tam zostaje sprowadzony Travis, brat Harrego po wypadku, w którym złamał nogę. Przyjaźni się on z dziewczyną od dzieciństwa, dlatego ta podejmuje się opieki nad nim. Szybko uczucie do niego rośnie, mimo że Travis jest przyrzeczony Cass, najlepszej przyjaciółce Mary. Dla bohaterki jest to bardzo ciężkie. Gdy pewnego dnia wraca od Travisa znajduje ślady na śniegu, na ścieżce, na którą nikt nie ma prawa wchodzić. Na ścieżce prowadzącej do Lasu Zębów i Rąk. Dziewczyna szybko zaczyna rozumieć, że to Obca, człowiek z zewnątrz, dowód na to, że za ogrodzeniem coś jest, że nie są oni jedynymi ludźmi na świecie. A co, jeśli ocean to nie bajka, jeśli on naprawdę istnieje? Mary próbuje skontaktować się z Obcą, odbywają krótką rozmowę, która tylko upewnia w przekonaniu, że jest coś więcej. Jednak życie dla dziewczyny jest okrutne. Harry upomina się o jej rękę, Travis nie robi nic, by temu zapobiec, więc nie ma ona wyjścia. Związuje się z Harrym, po tym wydarzeniu niespodziewanie zaczyna wyć syrena, która może oznaczać tylko jedno. Nieuświęceni wdarli się do wioski. Mary, by uratować siebie i kilka drogich jej osób, zaprowadza ich na ścieżkę, którą Siostry zakazały podążać, prowadzi ona w głąb Lasu. Czy uda im się przetrwać? Czy znajdą innych ludzi? Czy zaznają miłości? I najważniejsze: czy Mary uda się spełnić swoje marzenie i zobaczyć ocean?
Akcja powieści dzieje się w przyszłości, która jest całkiem inna od moich wyobrażeń. Czy komukolwiek z Was przyszło do głowy, że kiedyś powstaną tak dziwne istoty jak Nieuświęceni, że przestaną istnieć centra handlowe, a na świecie będzie się wierzyć, że istnieje tylko jedna wioska? I że to wszystko to kara, którą zesłał Bóg? Mi nigdy, dlatego wizja takiego świata mnie zszokowała.
Narracja w powieści jest pierwszoosobowa, co sprawia, że wiemy, jakie uczucia targają Mary, w co wierzy, co kocha. Często przestajemy lubić postacie w książce, gdy rozumiemy ich uczucia i motywacje. Ale tu tak nie było. Mary jest ludzka, normalna, ale przy tym niesamowita, odważna i gotowa na wielkie poświęcenia. Podoba mi się jej walka o marzenia, zarykuje wszystko, ale nie podda się. A pragnie ona wolności. Bardzo podobają mi się jej słowa:
„Obiecałam, że nie przehandluję marzeń za bezpieczeństwo”
Wydaje mi się, że w naszym świecie wiele osób to robi. Ludzie nie próbują dążyć do spełnienia swoich pragnień, bo boją się, że droga, która do nich wiedzie, jest zbyt niebezpieczna, boją się zaryzykować. A Mary nie dopuszczała do siebie tego strachu, nie pozwoliła wyperswadować sobie swoich marzeń. Mam nadzieję, że i ja będę miała taką odwagę jak ona.
Nie zabrakło w tej książce wątku miłosnego, jednak całkiem różnego od tych, jakie znałam. Miał on w sobie taką delikatność i niewinność. Między bohaterami nie padły żadne górnolotne zapewnienia, które w gruncie rzeczy nic nie znaczą. Ich miłość widziałam w drobnych gestach, a także w wielkim poświęceniu, na które byli gotowi. Czuło się, że uczucie między nimi było prawdziwe i znaczyło bardzo dużo.
Kolejnym plusem książki jest jej piękny język. Carrie Ryan ma naprawdę wielki talent i wyobraźnię. Przemyślenia bohaterki, ubranie ich w słowa to coś, czemu autorka świetnie podołała. A co sprawiło, że czytało się cudownie!
Powieść pokazała mi, jak ważne jest, by ktoś o nas pamiętał. Byśmy nie odeszli całkiem zapomniani. I także to autorka pięknie ubrała w słowa:
„Moje palce od stóp podkurczają się na samą myśl […] o poszukiwaniu kobiety, która niegdyś żyła w tej osadzie i zapewnieniu jej, że ktoś nadal pamięta. Że jej życie nie jest bez znaczenia.”
Ten cytat naprawdę mnie poruszył i zmusił do myślenia. Gdybym odeszła to wiem, że są ludzie, którzy będą mnie opłakiwać. Ale nie wszyscy mają taką pewność. Uważam, że każdy chciałby żyć wiecznie na kartach historii.
To dzieło mówi o takich wartościach jak: miłość, poświęcenie, marzenia, wolność, możliwość wyboru i wielu innych ważnych aspektach życia. Większość z nich wydaje mi się oczywista, na przykład nie dostrzegam, jakie to cenne, móc samemu podejmować decyzje albo być wolnym. Jednak Mary pokazała mi, jakie to wyjątkowe. Dzięki niej zrozumiałam, że marzenia są naprawdę ważne w naszym życiu oraz, że trzeba dążyć do spełnienia samej siebie, by być szczęśliwą. Pomogła mi też dostrzegać piękno świata, jakie mnie otacza. Teraz bardziej doceniam to, że mogę pojechać nad morze, posmakować słonej wody, poczuć pieczenie skóry od soli morskiej, ale także poczuć wiatr we włosach, popatrzeć na dzikie fale i na miejsce, gdzie woda styka się z niebem. Jestem szczęśliwą, że mogę wziąć do ręki piasek i ulepić z niego zamek. Ta książka zmieniła moje spojrzenie na świat, zatrzęsła nim, od teraz na niektóre rzeczy będę patrzeć inaczej. Po skończeniu „Lasu Zębów i Rąk” czuję pustkę, jestem smutna, że to koniec mojej przygody z Mary. Ale jestem pewna, że nigdy o niej nie zapomnę, udało jej się, ci, którzy przeczytają lub przeczytali tę powieść (czyli na przykład ja) będą długo nosić ją w swojej pamięci. Nie da się szybko zapomnieć o niej i jej świecie.
Tak więc powieść ta bardzo mnie poruszyła i polecam ją każdemu. Wydaje mi się, że nikt nie powinien się zawieść. Ja jestem pod wrażeniem i czekam na kontynuację. Druga część nosi tytuł „Śmiercionośne fale” i będzie opowiadać o nowej bohaterce, Gabry. Już nie mogę się doczekać!
Hmm... trudno jest ocenić tę książkę, więc zrobię coś, czego chyba nie powinnam. Dam jej ocenę 11/10. Bo jest ona tak bardzo wyjątkowa, że nie może mieć tyle samo punktów co np. „Anioł” Weatherly. Książka zasługuje na wyróżnienie, którym jest punktacja ponad normę. dnia Śro 16:48, 01 Cze 2011, w całości zmieniany 2 razy
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl natalia97.keep.pl
Żelazny Król
- Malwina, chodź na obiad!
- Już idę! - mówię, ale nie idę. Bo jestem w krainie Nigdynigdy i jakoś nie spieszy mi się, aby z niej wracać.
- Obiad stygnie! - woła mama dalej, a ja z ociąganiem w końcu odrywam się od książki.
Taka sytuacja miała miejsce wczoraj około godziny piętnastej. Dowiedzieć się z niej możecie dwóch rzeczy. Pierwszej, mniej istotnej, że moje imię to Malwina, zaś drugiej, o którą mi głównie chodziło, że Żelazny król wciąga jak diabli.
Mam na imię Meghan i właśnie skończyłam szesnaście lat, ale nie jestem z tego powodu szczęśliwa...
Nie. Wy już wiecie, że nie mam tak na imię, ale co ja poradzę, że nadal czuję się Meghan Chase? Czytając powieść Kagawy przez cały czas miałam wrażenie, jakbym znajdowała się w krainie Nigdynigdy. Przeżycia bohaterki były moimi.
I chcę napisać recenzję, opisać o czym jest ta książka... Ale jest to dla mnie wyzwanie, bo mimo że skończyłam czytać „Żelaznego króla” nadal jestem w krainie Nigdynigdy. Jednak postaram się i zacznę jeszcze raz.
Meghan Chase to nastolatka mieszkająca z młodszym, czteroletnim przyrodnim bratem, mamą i ojczymem na farmie, na której hodują świnie. Ich fundusze są ograniczone, dlatego też Meghan nie może pozwolić sobie na super ubrania, jakie noszą inne dziewczyny uczęszczające z nią do szkoły. Chciałaby posiadać parę ładnych jeansów, ale zamiast nich ma same workowate, głównie zielone ubrania. Meghan jednak nie narzeka. Nie ubolewa nad swym losem mówiąc, jak to ona ma najgorzej. Jedyne czego chce, to żeby bliscy pamiętali o jej urodzinach, a wszystko wygląda tak, jakby o nich zapomnieli. Jakby zapomnieli o niej. Wyjątkami zdają się być jej młodszy brat, Ethan i rudowłosy, jedyny przyjaciel Meghan, Robbie.
Główna bohaterka nie jest bogata i do tego nie jest gadatliwą i towarzyską osobą, toteż jest mało znana w szkole. Dlatego, gdy ma szansę pobyć sam na sam z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole(wprawdzie tylko przez godzinę na korepetycjach, ale zawsze!) i to w dniu swoich urodzin, zaczyna wierzyć, że może jednak urodziny nie są takie straszne...
Ale spotkanie, jakie miało odmienić jej życie, nie idzie tak, jakby tego chciała i dzień, który miał być najlepszym, staje się koszmarnym i to nie tylko z powodu niepowodzenia związanego z gwiazdą szkolnej drużyny.
Meghan nagle dowiaduje się, że nikt nie jest tym, kim sądziła, że jest. Ona sama nie wie, kim jest. A do tego... do tego dochodzi tajemnicza postać na koniu i dziwne zachowanie Robbiego. Przyjaciela, którego nie pamięta kiedy poznała i u którego w domu nigdy nie była.
Ale to wszystko to dopiero początek. Jedynie zalążek tej niezwykłej powieści, jej pierwsze strony. Lecz w dalszych nadal akcja goni akcje i autorka nie daje nam czasu na nudę. Bohaterowie są tak barwni i zapadający w pamięć, że muszę o nich, przynajmniej w skrócie, wspomnieć.
Po pierwsze wyżej wymieniona już Meghan. Polubiłam tę postać bo jest nastolatką umiejącą stawiać na swoim. Jest taka zwykła, ale przez to świetnie można w czuć się w jej sytuacje, a wręcz, co już wspomniałam, poczuć się nią. Ale przy tym, co ważne, nie należy do irytujących.
Po drugie Robbie... zabawny i przyjacielski Robbie, który odsłonił przed Meghan magiczny i barwny, pełny przeróżnych baśniowych postaci świat, jakim jest kraina Nigdynigdy.
I Ash. Och, Ash... Ash, Ash, Ash. Chcę tutaj coś napisać, ale wybaczcie, nie mogę. To taka postać, którą gdybym opisała, popsułabym Wam zabawę. A tego przecież robić nie chcę.
Jednak uwierzcie mi, że jeśli już poznacie mrocznego księcia, pokochacie go równie mocno, jak ja.
Oprócz wyżej wymienionych postaci występuje w książce cała gama innych bohaterów. Jednych zaczerpniętych lub inspirowanych dziełami literackimi takimi jak „Sen nocy letniej” (postacie z tej sztuki to na przykład Oberon i jego żona, Tytania), czy „Alicja w krainie czarów”(kot podobny do kota z Cheshire) , a innych całkowicie przez autorkę wymyślonych, lecz wszystkich równie wartych uwagi i świetnie wykreowanych.
Sama kraina Nigdynigdy została opisana tak, że miałam ją, czytając „Żelaznego króla”, cały czas przed oczami... Ja tam po prostu byłam.
Jeśli czytacie moje słowa i czekacie na krytykę, dziś jej nie dostaniecie. Wybaczcie mi to, ale na razie nie stać mnie na nią. I szczerze wątpię, abym mogła wymienić wady tej książki nawet po ochłonięciu.
A teraz... teraz dociera do mnie, ile muszę czekać na kolejną część! Katorga, powiadam, katorga!
Moja ocena: 10/10
2. Tirindeth
Miasto Kości
Młoda, zwyczajna dziewczyna, idąc na piątkową potańcówkę, przeważnie myśli o tym, jak wygląda: czy ma dobrze ułożone włosy i schludny makijaż, czy jej towarzysz prezentuje się elegancko, a jeśli idzie sama – czy będzie w stanie sobie znaleźć jakiegoś towarzysza w tłumie tańczących ludzi. I na pewno powinna być zadowolona, uśmiechnięta i najlepiej, jakby beztrosko patrzyła w przyszłość. Ale czy rudowłosa nastolatka, stojąca w kolejce do klubu wraz ze swoim cichym przyjacielem jest zwyczajną dziewczyną?
Clary Fray, która z kolegą Simonem wybiera się do klubu Pandemonium, ma piętnaście lat. Kiedy stoi w tłumie oczekujących gości, jej wzrok przykuwa dziwny chłopak z niebieską czupryną, który właśnie kłóci się z bramkarzem, czy może wejść na imprezę z atrapą miecza przypiętą do pasa, jako częścią jego stroju wyjściowego. Mógłby się wydawać typowym bywalcem klubów nocnych, lecz coś – jeszcze nie wiemy, co – przyciąga Clary do tego chłopca.
Będąc na miejscu, bohaterka siłą rzeczy nie może przestać wypatrywać go w tłumie. Jej kolega stara się ściągnąć uwagę dziewczyny, lecz bezskutecznie. I wtedy Clary jest świadkiem, jak dziwny chłopiec o niebieskich włosach zostaje zwabiony przez tajemniczą dziewczynę do zamkniętego pomieszczenia magazynowego, a zaraz za nimi podążają dwie mroczne postacie z bronią. Clary jest przekonana, że ci dwaj chcą robić krzywdę chłopakowi, więc postanawia wkroczyć do akcji, a Simon otrzymuje zadanie wezwania policji.
Ale właśnie wtedy, gdy Clary trafia do magazynu, staje się świadkiem jednej z najdziwniejszych scen, jaką do tej pory mogła przeżyć – słyszy rozmowę osaczających chłopca ludzi, którzy twierdzą, że muszą go zabić, gdyż ten jest demonem. Dla dziewczyny napastnicy to najwyraźniej obłąkani, chorzy ludzie, więc postanawia powstrzymać wariatów przed morderstwem, ściągając na siebie ich wzrok pełen zdziwienia i niedowierzania.
I tak poznajemy kolejnych głównych bohaterów – Jace’a, Isabelle i Aleca. Cała trójka twierdzi, że są potomkami ludzi i aniołów, którzy mają za zadanie chronić świat przed demonami jako Nocni Łowcy. Nie są to jednak postacie odziane w białe szaty, dzierżące świetliste miecze. To żywe istoty, czujące, nienawidzące i tak samo rządne zemsty, jak zwykli śmiertelnicy.
W całej tej scenie nic by nie było dziwnego, gdyby nie fakt, że Nocnych Łowców mogą widzieć tylko inni Nocni Łowcy, chyba, że sami chcą być dostrzegani (tutaj należałoby podkreślić istnienie czegoś takiego, jak czar niewidzialności). A Clary, pomimo otaczających ich czarów, widzi mroczne postacie tak samo, jak i widzi demony. A kiedy znika matka dziewczyny i Nocni Łowcy chcą ją przesłuchać, piętnastolatka zdaje sobie sprawę, że właśnie weszła do zakazanego świata, a nic już w jej życiu nie będzie takie samo. Spotkanie w Pandemonium i późniejsze wydarzenia wciągają ją w pełną niebezpieczeństw przygodę, gdzie dane będzie bohaterce zaznać radości i smutków, cierpienia i ukojenia, a wszystko to ułoży się w niepowtarzalną opowieść o miłości, sile przyjaźni i zaufania oraz o odwiecznej walce dobra ze złem. Oczywiście z przystojnym chłopakiem na pierwszym planie.
W dobie współczesnego zamiłowania do paranormali i fantasy, nie ma możliwości, by ktoś odmówił sobie poznania Miasta Kości, pierwszego tomu serii Dary Anioła. To epicka opowieść łącząca w sobie najważniejsze cechy idealnej lektury – wartką akcję, żywych bohaterów, tajemnice do rozwiązania i przede wszystkim romans, który rozgrzeje każde niewieście serce. I chyba nie tylko niewieście.
Trzecioosobowa narracja wciąga czytelnika w opowieść, nie pomijając dokładnej analizy zachowań i odczuć bohaterów. Przede wszystkim autorka skupia się na Clary, która swoją lekkomyślnością daje się wciągnąć w dziwną przygodę. Język wszechwiedzącego narratora pozwala nam wtopić się w strukturę dzieła, rozbudza wyobraźnię, mami rzeczywistymi obrazami, zupełnie jakbyśmy oglądali świetnie zekranizowany film, gdzie dialogi są poprawne i naturalne, a wtopione w nie złote myśli i piękne cytaty nadają wymiaru uniwersalnego. Magia utworu to przede wszystkim wspaniała kreacja świata i bohaterów, jakich ukazuje nam autorka. Są żywymi bytami, posiadającymi idealnie wykreowane charaktery i osobowości. Nie są doskonali i nie są sztuczni. Są dokładnie tacy jak my! Być może dlatego właśnie powieść przyciąga same pozytywne opinie, bowiem nie ma nic ważniejszego, niż poruszenie czytelnika do głębi. A dzieło Cassandry niewątpliwie potrafi poruszyć.
Autorka Miastem Kości zapoczątkowała pierwotną w koncepcji trylogię. Ale już wkrótce, bo 18 maja 2011, będziemy świadkami premiery kolejnego, czwartego tomu serii. To jedna z najbardziej oczekiwanych premier tego roku, a to doskonale oddaje nam magiczną aurę, jaka otacza ową lekturę i żywe zainteresowanie Nocnymi Łowcami.
Osobiście książka rzuciła mnie na kolana. I nie ukrywam, że byłam zupełnie obezwładniona urokiem jednego z głównych bohaterów, który zawładnął moim sercem na długi czas. W zasadzie nadal jestem obezwładniona, gdyż jego postać, pomimo upływającego czasu i zmieniających się trendów, wciąż jest w moim sercu – zakorzeniona, mam nadzieję, na zawsze.
Wobec tego z całą odpowiedzialnością mówię, że Dary Anioła są niesamowite. Przede wszystkim dlatego, iż pojawia się tu tak wiele wątków, dzięki czemu nie spotykamy się ze zwykłą, typową paranormal romance, lecz z najprawdziwszą epicką opowieścią przygodowo-fantastyczną, gdzie wszystko może się wydarzyć. Stąd też naprawdę polecam lekturę, dając najwyższą ocenę i uprzedzam – na Mieście Kości historia się nie kończy. Już wkrótce zapragniecie więcej i więcej, a Wasze dłonie bezwiednie sięgną po drugi i trzeci tom przygód Clary i jej niepoprawnych przyjaciół.
A mnie pozostaje jedynie zachęcić Was do tej niebanalnej lektury!
3. booki
Ognista
Sophie Jordan dorastała wśród wzgórz Teksasu, gdzie snuła fantazje o smokach, wojownikach i księżniczkach. Obecnie mieszka wraz z rodziną w Houston. Była nauczycielką angielskiego, jest autorką bestsellerowych romansów historycznych, pod pseudonimem Sharie Kohler publikuje także romanse zawierające wątki paranormalne. Obecnie koncentruje się na cyklu o Jacindzie, do którego prawa zakupiło wiele światowych wydawnictw. Trwają prace nad adaptacją filmową „Ognistej”.
Życie Jacindy jest z góry zaplanowane. Wódz stada traktuje ją jak kogoś, kto będzie spełniał jego rozkazy za każdym razem. Jacinda ma tego dość, potrzebuje wolności. Nie potrafi wytrzymać, wszyscy traktują ją inaczej, za to co potrafi, a nie za to kim jest. Kończy się to tym, że dragonka łamie najświętszą regułę stada, co prawie kończy się tragedią. Jednak nie wiadomo dlaczego jeden z myśliwych ratuje jej życie, nie wydaje jej. Matka zmusza ją do ucieczki od stada. Zamieszkują na pustyni, wśród ludzi, gdzie potomkini smoków, choć próbuje, nie potrafi się dostosować. Jej myśli wciąż zaprząta Will, który jest zachwycający, jednak nieosiągalny. Jej smocza natura powoli umiera, co tak naprawdę, było marzeniem jej matki. Gdy jej dragonka umrze, pozostanie zwykły człowiekiem, jednak bez pewnej części siebie. Jacinda nie może do tego dopuścić, nie chce żegnać się ze swoją smoczą naturą. Zrobi wszystko, by tylko uratować w sobie dragonkę…
Jacinda jest dragonką, jedyną ognioziejką, która pojawiła się od wielu pokoleń w jej stadzie. Dlatego wszyscy traktują ją inaczej i planują jej życie, byle tylko wyszło to na korzyść stadu. Jacinda ma tego dość. Mieszka z matką i siostrą bliźniaczką. Matka zabiła w sobie smoczą naturę i teraz jest tylko człowiekiem, natomiast Tamra oddaliła się od siostry, gdy okazało się, że ona nigdy nie przejdzie przemiany i pozostanie zwykłym człowiekiem. Jako dragonka Jacinda kocha latać nie potrafi bez tego żyć i właśnie przez latanie omal nie zginęła, także przez to musiała uciekać ze swojego domu, na jakąś pustynię, gdzie jej rodzicielka i jej bliźniaczka się odnalazły, jednak jej to nie wyszło.
Autorka świetnie przedstawiła dragonów. Wszystko opisała, ich rodzaje, niektóre zwyczaje. Wyszło jej to całkiem autentycznie. Opisy autorek pobudzają wyobraźnię. Czytane słowa malują obraz przed naszymi oczami. Jest on trochę zaskakujący, jednak całkiem sensowny.
Dragony, którzy potrafią przybierać ludzką postać, ukrywają się przed ludźmi, a w szczególności przed myśliwymi, którzy na nich polują. Myśliwi byli zupełnie różni od dragonów. Zostali oni przedstawieni, w większości, jako ludzie, którzy mają puste oczy, bez emocji, jakby nie byli zdolni do jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Tworzyli duży kontrast, w porównaniu z dragonami, którzy przemieniali się pod wpływem działających na nich emocji.
W książce opisy są świetnie napisane, co także pomaga czytelnikowi zobaczyć to, co autorka wprowadza do książki. Zauważyłam w niektórych książkach, brak rozbudowanych opisów, przez co niekiedy nie wiedziałam co jak wygląda i jakie jest, a jest to dość ważny czynnik w budowaniu świata przedstawionego.
Niestety, jak już w prawie każdej książce, nie potrafię opędzić się od niektórych wątków, które się pojawiają i przypominają mi inne książki. W tym przypadku, zachowanie Willa, miejscowo przypominało zachowanie Edwarda ze Zmierzchu, co niestety mocno mnie denerwowało. Zdaję sobie sprawę, że trudno jest napisać coś zupełnie innego, a autorce to się udało, jednak ten wątek nadal nie daje mi spokoju, szczególnie przez pewien cytat, który jest prawie identyczny i w tym samym kontekście co w Zmierzchu. Jednak i tak od książki wieje powiew świeżości i zróżnicowania na tle innych pozycji.
„Ognista” momentami była trochę naiwna. Zdawało mi się, że czytam fragment kompletnie pozbawiony sensu lub zbyt przewidywalny. Niekiedy postacie postępowały w ten sposób, że z góry wiedziałam co stanie się dalej. Znowuż innymi czasy ich reakcje nie pasowały mi do sytuacji. Na szczęście było tylko kilka takich momentów i nie rzucały mi się one aż tak bardzo w oczy.
Zauważyłam, że ostatnio na rynku pojawia się coraz więcej nowych pomysłów, i choć nadal jest mnóstwo książek napisanych na tym samym schemacie, cieszy mnie, że coraz więcej jest od tego odstępstw w tematyce paranormalnego romansu. „Ognista” jest właśnie jedną z tych, opierających się prądowi wampiryzmu i schematom, książek, dzięki czemu nie jest od razu poznana na wylot, a czytelnik może zostać zaskoczony.
Sophie Jordan ma lekkie pióro, co jest uwidocznione od pierwszych stron tekstu. Autorka pisze lekko i prostym językiem, bez zbędnych archaizmów, w takiej książce. Potrafi wciągnąć czytelnika w nowo poznany świat i pobudzić jego wyobraźnie do działania. Styl autorki bardzo przypadł mi do gustu, a książkę czytało się bardzo przyjemnie.
Jestem zafascynowana życiem dragonów, które zarysowała nam Sophie Jordan. Książka trafiła na listę moich ulubionych i wiem, że z chęcią sięgnę po nią kolejny raz. Jest to miła lektura, z którą można przyjemnie spędzić czas i zatopić się w innym świecie. Czytając miałam wrażenie jakbym tam była i działała, a nie tylko postronnie wszystko obserwowała. Nie mogłam oderwać się od czytania „Ognistej” i byłam mocno zawiedziona, gdy książka się skończyła. Z niecierpliwością czekam na kolejną część, którą przeczytam na pewno. Książkę polecam osobom, które lubią tematykę smoków i ten typ literatury, jednak nie tylko im, gdyż sądzę, że i tak wciągną się i przeżyją wspaniałe chwile wraz z Jacindą.
Moja ocena 9/10
4. RoseHathaway
Miasto Upadłych Aniołów
"Miasto Upadłych Aniołów" przeczytałam trzy dni temu. Powiem szczerze, że czytałam z zapartym tchem, ponieważ ta książka napisana przez Cassandrę Clare, była moim zdaniem najlepszą częścią serii "Dary Anioła" tej amerykańskiej pisarki.
Wszystko zaczyna się od niezbyt brawurowego oraz niezwykłego wstępu. Przez pierwsze 100 stron, powieść wydawała się niezbyt ciekawa, dość nużąca i nudna. Jednakże wytrwały czytelnik przebrnie przez gorszą część i ze smakiem pochłonie tę znacznie lepszą. Tak i ja zrobiłam.
W "Mieście Upadłych Aniołów" już na samym początku pojawia się Simon, najlepszy przyjaciel głównej bohaterki-Clary. Ucieszyło mnie to, ponieważ zawsze darzyłam tego chłopaka sympatią, choć nie on podbił moje serce, lecz Jace. Tak, ten niedawno przemieniony wampir, pokazał w tej części swoją nową odsłonę i oblicze. Nie jest już niezdarnym, delikatnym chłopczykiem, ale interesującym, zmęczonym problemami mężczyzną.
Kłopoty przyjaciela Fray powiększały się wraz z każdą czytaną stroną. Miał on wiele dylematów, oraz trudnych wyborów. Kto jest bliższy jego sercu? Co tak naprawdę czuje? Czy jest spragniony krwi? Co może wyniknąć z jednego nieostrożnego ruchu? Takie pytania nurtowały mnie, kiedy pochłaniałam powieść. Znalazłam na każde z nich odpowiedź i dzięki temu mogę szczerze powiedzieć, że Simon naprawdę spoważniał i jest postacią bardzo teraz przeze mnie lubianą.
Jace, chłopak Clary, nieziemsko przystojny blondyn, który podbił miliony serc czytelniczek, w tej części również ukazał swoją drugą stronę. Pod pokrywą arogancji i bezczelności pojawił się wrażliwy, kochający i czuły chłopak, zarazem namiętny i gwałtowny. W czwartej części bestselleru pani Clare pokochałam tego bohatera jeszcze bardziej.
Na początku bardzo mnie irytował nie tylko swoim zachowaniem, ale też odzywkami. Sprawiał wrażenie marnej kopii pewnego siebie Herondale'a. Był tajemniczy, zmęczony i denerwujący. O tym, co się działo nie chciał nikomu powiedzieć, nawet swojej dziewczynie, co denerwowało mnie strasznie. Czy komukolwiek powiedział? Z tym pytaniem uporacie się czytając książkę!
Clary nie zaskoczyła mnie absolutnie. Dość przewidywalne zachowanie, mimo mojego ogromnego szacunku do niej oraz sympatii, nie uważam aby jakoś szczególnie zachwycała. Jednakże czasem rudowłosa nastolatka była szczera i odważna, co dawało jej ogromnego plusa w moich oczach.
Alec, Magnus, Isabelle, Maya,Kyle. Jak dla mnie zdecydowanie było ich za mało, szczególnie pierwszych dwóch chłopaków. Gdy się wreszcie pojawili skakałam z radości. Nie zawiedli mnie i rozbawili, a nawet wzruszyli, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że są wprost cudowni. Co do Izzy, Mayi i Kyle'a to nie mogę nic powiedzieć oprócz tego, że ich lubię, szczególnie Izz.
Lilith oraz Jonathan... Były to mroczne postacie tej książki, nie cierpię obu bohaterów. Oboje źli, podli mordercy. Każde z nich zasłużyło na śmierć. Ale również z nimi wiąże się pewna zagadka, która jest opisana w książce...
Camille, wampirzyca, za którą średnio przepadam. Często denerwująca, ale sprytu i bystrości odmówić jej nie można. Lubić się ją da, ale na razie nie daje zbytnich powodów do tego.
Co do akcji w "Mieście Upadłych Aniołów" to nie da się jej fabuły opisać w kilkunastu zdaniach. Tak genialnej książki dawno nie czytałam.
Tak jak już wspominałam początek był średni. Dużo rozterek, zawiłości, dużo pytań, mało odpowiedzi. Na szczęście z każdą stroną tempo nabierało odpowiedniej prędkości. Kiedy myślałam, że już wszystko wiem, każda konkluzja jest bajecznie prosta, zagadki rozwiązane, następowało zdarzenie, które wszelkie moje domysły przekreślały. Cudownie było to czytać, a akcja była niesamowita. Wszystko były idealnie zaplanowane, nietuzinkowo rozwiązane. A zakończenie... mua! Oto dopiero tajemnica, która będzie nas dręczyła, aż do premiery kolejnej odsłony powieści. Powiem tylko, że właśnie zakończenie było najlepsze, a pytania związane z nim ciągle mnie nurtują.
Oceniając książkę w skali do dziesięciu punktów, nie mogłabym nie dać maksa. Książka miała w sobie wszystko- wiele wątków miłosnych, nienawiść, pożądanie, intrygę, tajemnice, zagadki, przyjaźń oraz magię.
Tak więc 10/10 .
5. Zuz@
Deklaracja
Wampiry, wilkołaki, czarownicy i anioły. To wszystko miało już swój czas, teraz na Naszym rynku pojawiają się nowe opowieści. Opowieści antyutopijne. O Ziemi za kilkaset lat, o Naszej cywilizacji w przyszłości. O tym, jak wszystko się pozmieniało i jak żyją ludzie w tym świecie. Jedną z takich książek jest 'Deklaracja' Gemmy Malley.
Nie spodziewałam się, że tak szybko sięgnę po tę pozycję ,jednak impuls i nuda w podróży autobusem sprawiły, że zaczęłam czytać. I wpadłam jak śliwka w kompot, nim się obejrzałam byłam w połowie książki. Książki opowiadającym o Naszej planecie za ponad 100 lat. Pewnie zastanawiacie się ile może się zmienić przez ten czas? A no może, i to bardzo wiele. I nie mówię tu o niezwykłym rozwoju technologicznym i lotach na Księżyc. Mówię o rozwoju farmakologicznym.
Otóż w 'Deklaracji' podstawą jest wynaleziony w 2035 roku lek na Długowieczność. Lek, który pozwala uzdrowić ciało i żyć wiecznie, uciekając śmierci. Jednak, gdy nikt nie umiera ,a kolejne dzieci się rodzą to zaczyna brakować miejsca. Bo jak na Naszej planecie je zagospodarować dla tylu ludzi? Jak nie wykorzystać przez to wszystkich zasobów energetycznych, żywieniowych? Dlatego właśnie zostaje wprowadzona przez Władze - Deklaracja. Podpisując ją zrzeka się prawa do posiadania dzieci, za cenę Długowieczności. Może złożyć Rezygnację- co wiąże się z brakiem leku, ale z możliwością posiadania 1 dziecka. Jednak mało kto decyduje się na taki krok. Istnieją jednak ludzie, którzy mimo podpisania Deklaracji płodzą dzieci. Dzieci, które nazywane są nadmiarem, są łapane i zamykane w specjalnych ośrodkach.
Takim dzieckiem była Anna. Poznajemy ją, gdy ma 15 lat, jest prefektem w Grange Hall, ośrodku dla takich jak ona, namiarów. W miejscu tym jest uczona do zadośćuczynienia swojego istnienia. Jest wychowywana by poznać Swoje miejsce w społeczeństwie ,a przy dobrym sprawowaniu- ma możliwość służenia legalnym. Dzieci znajdujące się tam uczone są tego, że nie powinny istnieć, że są nikim, nikt ich nie kocha i nie powinien. Mają być użyteczni i odkupić Grzech wobec Matki Natury. Anna stara się być porządna, użyteczna. Czasami ma się wrażenie, że jest niczym robot powtarzający swoją mantrę, że jest nikim. Jednak wszystko zmienia się, gdy w ośrodku zjawia się Peter. Nagle pojawiają się w głowie Anny pytania- czy świat na zewnątrz jest rzeczywiście taki o jakim jej mówią? Czy jej istnienie jest grzechem? Czy rodzice byli egoistami, którzy jej nie kochali? I czy rzeczywiście to co nowe nie ma prawa bytu?
Książka Gemmy Malley pochłania. Pochłania bez reszty. Rozdziały są krótkie i przejrzyste, dlatego bardzo szybko się czyta, łaknąc coraz to więcej. W głowie kotłują się myśli, czasami ma się ochotę dołączyć do dyskusji prowadzonej w książce, krzyknąć na bohatera, powiedzieć ,że jest naiwny ,że miał pranie mózgu. Jednym słowem 'Deklaracja' porusza, wzbudza emocje. I daje do myślenia, bo to co widzimy w tej książce wcale nie jest takie nieprawdopodobne, jak mogłoby się wydawać. I zadajemy sobie to najważniejsze pytanie: czy długowieczność powinna wiązać się z brakiem nowych, młodych ludzi? Czy rzeczywiście te nielegalnie narodzone dzieci to nadmiar? A może nadmiarem są stare osoby żyjące już tyle lat, które zabierają miejsce na Ziemi? 'Deklaracja' doprowadza do kotłowania się myśli w głowie, co uważam za wielki plus. To nie książka do szybkiego przeczytania i odłożenia. Owszem czytanie zajmuje jeden wieczór, ale rozmyślać o niej będę na pewno długi czas, bo Pani Gemma Malley skutecznie nie pozwala zapomnieć o pytaniach, które rodzą się podczas czytania.
Jeśli ktoś się jeszcze zastanawia to niech przestanie i sięga po 'Deklaracje', bo naprawdę warto!
Ocena: 9/10
6. Silje
Przyrzeczeni
Wampiry to temat całkowicie wyeksploatowany w literaturze młodzieżowej. Przez kilka ostatnich lat spotykaliśmy się z wampirami dobrymi i złymi, ładnymi i brzydkimi, a nawet świecącymi. Jeszcze kilka dni temu wierzyłam, że nic nie jest w stanie przełamać rutyny. Jakże się myliłam!
Jessika to zwyczajna nastolatka żyjąca w świecie, którego granice wyznaczają dom i szkoła. Jest miłośniczką matematyki, podkochuje się w szkolnym przystojniaku, rozpoczyna naukę w ostatniej klasie szkoły średniej. Sielskie życie się jednak kończy – oto bowiem, czekając na autobus Jessika spostrzega, że jest obserwowana. Co gorsza, prześladowca okazuje się być nowym uczniem w klasie, a jej matka, zaprasza tajemniczego natręta na kolację. Lucjusz – bo takie jest imię władczego, pewnego siebie młodzieńca – przybywa z wiadomościami, które dla stąpającej twardo po ziemi Jessiki są bałamutnym kłamstwem i wymysłem chorej wyobraźni chłopaka. Lucjusz twierdzi, że jest wampirem, Jessika natomiast (a właściwie Anastazja, bo takie jest prawdziwe imię adoptowanej dziewczyny pochodzenia rumuńskiego), na mocy paktu zawartego po jej narodzinach, ma zostać żoną Lucjusza i – jako jedyna spadkobierczyni królewskiej linii Dragomirów – zostać wampirzą księżniczką.
Co zrobiłybyście, gdyby ktoś Wam oznajmił, że jest wampirem? Czy – tak jak większość bohaterek – rzuciłybyście się w ramiona nieznajomemu wystawiając swoje soczyste, wypełnione świeżą krwią tętnice? Zachowanie Jess jest na wskroś naturalne i realistyczne; jej reakcja to strach i zaprzeczenie, analityczny umysł nie przyjmuje do wiadomości istnienia stworów rodem z bajek.
„Przyrzeczeni” to miła, urocza, ciepła i zabawna opowieść. Poza ścisłą końcówką nie ma tu szalonych zwrotów akcji, ale pomimo tego dłonie drżały mi ze zniecierpliwienia przy każdej odwracanej kartce. To niezwykła historia przesycona romansem, namiętnością i humorem.
Lucjusz to bez wątpienia wizytówka tej powieści. To tradycyjny ideał mężczyzny; zawsze nienagannie ubrany, szarmancki, potrafiący stanąć w obronie kobiety, prawiący komplementy, oczytany i elokwentny, a także przystojny. Czy powieść bez Lucjusza byłaby równie dobra? Na pewno nie. Młody wampir wnosi do niej to, co najważniejsze w paranormal romance, czyli świeżość; bohatera takiego jak on jeszcze nie było. Myślę, że tym samym rozpocznie nową erę i chłopcy jemu podobni zaczną się pojawiać w powieściach jak grzyby po deszczu.
W „Przyrzeczonych” zachwycił mnie język. Całość pisana jest lekko i z polotem, narracja prowadzona jest zaskakująco dobrze. Ciekawym zabiegiem jest wplatanie w treść powieści listów Lucjusza do wuja. Listy te, to prawdziwy majstersztyk i istny popis talentu autorki. Skrzą się humorem, wypełnione są nie tylko opisem zabawnych wydarzeń, ale też niezmiernie trafnymi uwagami Lucjusza na temat otaczającego go świata.
O dreszcze przyprawiają także relacje między dwojgiem głównych bohaterów. Ich potyczki słowne bawią do łez, ich zmartwienia wzruszają, a ich uczucie ściska za serce. Namiętność można wyczuć zmysłami. Autorka w idealny sposób opisuje rodząca się pomiędzy nimi więź, a w końcu także miłość. Możemy śledzić powolną przemianę bohaterki z amerykańskiej nastolatki – Jessiki, w odważną, odpowiedzialną i majestatyczną księżniczkę Anastazję.
Czas na zarzuty. Nie lubię ingerencji w tradycyjny wizerunek wampira. Dla mnie powinna to być istota żywiąca się jedynie krwią, spalająca się w słońcu, a przede wszystkim – stworzona przez ugryzienie. Wampiry Beth Fantaskey – nie przeczę, że ciekawe, były jednak zaprzeczeniem wszystkiego, co stworzone zostało w tradycji ludowej. W „Przyrzeczonych” mi to za bardzo nie przeszkadzało, ale - ponieważ ingerencje takie irytują mnie z zasady – wypadało wspomnieć.
Książka skłoniła mnie też do przemyśleń nad mentalnością narodu amerykańskiego, dla którego państwa takie jak Rumunia, czy Rosja, to po prostu „Europa wschodnia”. Zaprezentowany w powieści obraz Rumunii nie zaszkodzi nam - Polakom; potrafimy spojrzeć na niego z przymrużeniem oka i potraktować jako jedną z hiperboli użytych przez autorkę. Ale Amerykanie? Czy na zawsze utrwalą w swej wyobraźni Rumunię jako kraj nieokrzesanych dzikusów rodem ze średniowiecza? Czy już zawsze pamiętać będą ludzi gotowych zabić za nieposłuszeństwo? Wszak autorka wielokrotnie podkreślała wyższość Stanów Zjednoczonych ze względu na ich demokratyczny charakter. Czemu nie pamięta o tym, że Rumuni również mają parlament, że ich kraj od czterech lat należy do Unii Europejskiej? Pomimo, że był on zabawny, żałuję, że autorka posłużyła się tak stereotypowym wizerunkiem tego wspaniałego państwa.
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o „Przyrzeczonych” byłam pewna, że żadna siła nie zmusi mnie do ich przeczytania. Opis na okładce, z całą mocą eksponujący wszystkie schematy, z którymi mieliśmy do czynienia wcześniej („nowy uczeń”, „szkoła”, „arogancki i przystojny nieznajomy”, „wampirza księżniczka”) – zdecydowanie nie zachęca do lektury.
Tym razem warto jednak dać ponieść się emocjom i zagłębić w tę pasjonującą i oddziałującą na uczucia lekturę. Poznajcie dwoje wyjątkowych bohaterów i niezwykłą historię ich miłości.
7. Rosemary
Las Zębów i Rąk
Co powinna mieć w sobie książka, by stać się jedną z moich ulubionych? Na pewno musi wciągać. Świat w niej zamknięty musi być na tyle wyjątkowy, by potrafił mnie uwięzić, sprawić bym zapomniała o wszystkim. Taka powieść powinna mnie pożreć, sprawić, że to ja będę główną bohaterką, że to ja będę przeżywać te wszystkie emocje, ja będę cierpieć, śmiać się i płakać. Książka musi zatrząść całym moim światem, zmienić mój pogląd na życie. A przede wszystkim po jej przeczytaniu muszę czuć pustkę, która będzie sprawiać, że do moich oczu będą napływać łzy. Nie często spotyka się takie dzieła, ja bym powiedziała, że bardzo rzadko. Ale „Las Zębów i Rąk” napisany przez Carrie Ryan, jest właśnie taką powieścią, jedyną w swoim rodzaju, to książka z duszą.
Mary – główna bohaterka, marzy o oceanie, o innym życiu, w którym nie będzie Nieuświęconych, kreatur przypominających ludzi, a jednak tak od nich różnych, ich jedynym pragnieniem jest głód ludzkiego mięsa. Jej życie sprowadza się do strachu przed nimi i do przygotowywania się na najgorsze, na moment, gdy te stwory zniszczą i przedrą się przez siatkę okalającą wioskę zamieszkiwaną przez Mary, Siostry twierdzą, że to jedyne miejsce, gdzie da się żyć, gdzie są ludzie, a do tego trzymają mieszkańców w ryzach, to one pilnują porządku, ustanawiają zasady i wiedzą wszystko najlepiej. A wszyscy bez zastrzeżeń im wierzą. Nieuświęceni zabierają Mary ojca, wkrótce potem drugiego rodzica. Dziewczyna, przez nikogo niechciana trafia do Siostrzeństwa. Obwinia się o śmierć matki, bo miała ona przy niej być, gdy ta została zainfekowana, czyli ugryziona przez Nieuświęconego, co szybko doprowadzi do przeistoczenia się w tę kreaturę. Zamiast wrócić do niej, bohaterka rozmawiała nad strumykiem z Harrym, chłopakiem, który zaprosił ją na Święto Plonów, to wtedy pary wiążą się ze sobą, by potem wziąć ślub. Mary po tych smutnych wydarzeniach, mieszka wraz z Siostrami w Katedrze, to tam zostaje sprowadzony Travis, brat Harrego po wypadku, w którym złamał nogę. Przyjaźni się on z dziewczyną od dzieciństwa, dlatego ta podejmuje się opieki nad nim. Szybko uczucie do niego rośnie, mimo że Travis jest przyrzeczony Cass, najlepszej przyjaciółce Mary. Dla bohaterki jest to bardzo ciężkie. Gdy pewnego dnia wraca od Travisa znajduje ślady na śniegu, na ścieżce, na którą nikt nie ma prawa wchodzić. Na ścieżce prowadzącej do Lasu Zębów i Rąk. Dziewczyna szybko zaczyna rozumieć, że to Obca, człowiek z zewnątrz, dowód na to, że za ogrodzeniem coś jest, że nie są oni jedynymi ludźmi na świecie. A co, jeśli ocean to nie bajka, jeśli on naprawdę istnieje? Mary próbuje skontaktować się z Obcą, odbywają krótką rozmowę, która tylko upewnia w przekonaniu, że jest coś więcej. Jednak życie dla dziewczyny jest okrutne. Harry upomina się o jej rękę, Travis nie robi nic, by temu zapobiec, więc nie ma ona wyjścia. Związuje się z Harrym, po tym wydarzeniu niespodziewanie zaczyna wyć syrena, która może oznaczać tylko jedno. Nieuświęceni wdarli się do wioski. Mary, by uratować siebie i kilka drogich jej osób, zaprowadza ich na ścieżkę, którą Siostry zakazały podążać, prowadzi ona w głąb Lasu. Czy uda im się przetrwać? Czy znajdą innych ludzi? Czy zaznają miłości? I najważniejsze: czy Mary uda się spełnić swoje marzenie i zobaczyć ocean?
Akcja powieści dzieje się w przyszłości, która jest całkiem inna od moich wyobrażeń. Czy komukolwiek z Was przyszło do głowy, że kiedyś powstaną tak dziwne istoty jak Nieuświęceni, że przestaną istnieć centra handlowe, a na świecie będzie się wierzyć, że istnieje tylko jedna wioska? I że to wszystko to kara, którą zesłał Bóg? Mi nigdy, dlatego wizja takiego świata mnie zszokowała.
Narracja w powieści jest pierwszoosobowa, co sprawia, że wiemy, jakie uczucia targają Mary, w co wierzy, co kocha. Często przestajemy lubić postacie w książce, gdy rozumiemy ich uczucia i motywacje. Ale tu tak nie było. Mary jest ludzka, normalna, ale przy tym niesamowita, odważna i gotowa na wielkie poświęcenia. Podoba mi się jej walka o marzenia, zarykuje wszystko, ale nie podda się. A pragnie ona wolności. Bardzo podobają mi się jej słowa:
„Obiecałam, że nie przehandluję marzeń za bezpieczeństwo”
Wydaje mi się, że w naszym świecie wiele osób to robi. Ludzie nie próbują dążyć do spełnienia swoich pragnień, bo boją się, że droga, która do nich wiedzie, jest zbyt niebezpieczna, boją się zaryzykować. A Mary nie dopuszczała do siebie tego strachu, nie pozwoliła wyperswadować sobie swoich marzeń. Mam nadzieję, że i ja będę miała taką odwagę jak ona.
Nie zabrakło w tej książce wątku miłosnego, jednak całkiem różnego od tych, jakie znałam. Miał on w sobie taką delikatność i niewinność. Między bohaterami nie padły żadne górnolotne zapewnienia, które w gruncie rzeczy nic nie znaczą. Ich miłość widziałam w drobnych gestach, a także w wielkim poświęceniu, na które byli gotowi. Czuło się, że uczucie między nimi było prawdziwe i znaczyło bardzo dużo.
Kolejnym plusem książki jest jej piękny język. Carrie Ryan ma naprawdę wielki talent i wyobraźnię. Przemyślenia bohaterki, ubranie ich w słowa to coś, czemu autorka świetnie podołała. A co sprawiło, że czytało się cudownie!
Powieść pokazała mi, jak ważne jest, by ktoś o nas pamiętał. Byśmy nie odeszli całkiem zapomniani. I także to autorka pięknie ubrała w słowa:
„Moje palce od stóp podkurczają się na samą myśl […] o poszukiwaniu kobiety, która niegdyś żyła w tej osadzie i zapewnieniu jej, że ktoś nadal pamięta. Że jej życie nie jest bez znaczenia.”
Ten cytat naprawdę mnie poruszył i zmusił do myślenia. Gdybym odeszła to wiem, że są ludzie, którzy będą mnie opłakiwać. Ale nie wszyscy mają taką pewność. Uważam, że każdy chciałby żyć wiecznie na kartach historii.
To dzieło mówi o takich wartościach jak: miłość, poświęcenie, marzenia, wolność, możliwość wyboru i wielu innych ważnych aspektach życia. Większość z nich wydaje mi się oczywista, na przykład nie dostrzegam, jakie to cenne, móc samemu podejmować decyzje albo być wolnym. Jednak Mary pokazała mi, jakie to wyjątkowe. Dzięki niej zrozumiałam, że marzenia są naprawdę ważne w naszym życiu oraz, że trzeba dążyć do spełnienia samej siebie, by być szczęśliwą. Pomogła mi też dostrzegać piękno świata, jakie mnie otacza. Teraz bardziej doceniam to, że mogę pojechać nad morze, posmakować słonej wody, poczuć pieczenie skóry od soli morskiej, ale także poczuć wiatr we włosach, popatrzeć na dzikie fale i na miejsce, gdzie woda styka się z niebem. Jestem szczęśliwą, że mogę wziąć do ręki piasek i ulepić z niego zamek. Ta książka zmieniła moje spojrzenie na świat, zatrzęsła nim, od teraz na niektóre rzeczy będę patrzeć inaczej. Po skończeniu „Lasu Zębów i Rąk” czuję pustkę, jestem smutna, że to koniec mojej przygody z Mary. Ale jestem pewna, że nigdy o niej nie zapomnę, udało jej się, ci, którzy przeczytają lub przeczytali tę powieść (czyli na przykład ja) będą długo nosić ją w swojej pamięci. Nie da się szybko zapomnieć o niej i jej świecie.
Tak więc powieść ta bardzo mnie poruszyła i polecam ją każdemu. Wydaje mi się, że nikt nie powinien się zawieść. Ja jestem pod wrażeniem i czekam na kontynuację. Druga część nosi tytuł „Śmiercionośne fale” i będzie opowiadać o nowej bohaterce, Gabry. Już nie mogę się doczekać!
Hmm... trudno jest ocenić tę książkę, więc zrobię coś, czego chyba nie powinnam. Dam jej ocenę 11/10. Bo jest ona tak bardzo wyjątkowa, że nie może mieć tyle samo punktów co np. „Anioł” Weatherly. Książka zasługuje na wyróżnienie, którym jest punktacja ponad normę. dnia Śro 16:48, 01 Cze 2011, w całości zmieniany 2 razy