ďťż

But I still search for Your sweet lips...

Weźmy na przykład "Word Processor of the Gods". Nie jest to moje najlepsze opowiadanie, z pewnością nie zdobędzie żadnych nagród, ale nie jest też znowuż takie marne. Całkiem przyzwoite. Miesiąc wcześniej kupiłem swój pierwszy komputer (to ogromniasty wang; bądźcie tacy mili i powstrzymajcie się od złośliwych komentarzy, dobrze?), wciąż jeszcze poznawałem jego możliwości i ograniczenia. Najbardziej zafascynowały mnie klawisze INSERT oraz DELETE, za sprawą których korektory niemal z dnia na dzień odeszły do lamusa.
Któregoś dnia paskudnie się zatrułem - cóż, każdemu może się zdarzyć. Wszystko, co nie było we mnie jakoś zakotwiczone, opuszczało mój organizm dolnym albo górnym końcem z prędkością zbliżoną do prędkości światła. Wieczorem czułem się naprawdę paskudnie: dreszcze, gorączka, obolałe stawy. Ponaciągałem sobie powłoki brzuszne i łupało mi w głowie.
Noc spędziłem w pokoju gościnnym (zaledwie cztery susy od łazienki). Zasnąłem o dziewiątej, obudziłem się o drugiej z przekonaniem, że już nie zmrużę oka. Zostałem w łóżku tylko dlatego, że czułem się zbyt paskudnie, żeby wstać. Leżałem więc sobie, myślałem o komputerze, o klawiszach INSERT i DELETE... "Czy to nie byłoby zabawne, gdyby ktoś napisał jakieś zdanie, nacisnął DELETE, i wszystko, co zostało opisane w tym zdaniu, natychmiast zniknęłoby bez śladu?" Tak właśnie rodzą się prawie wszystkie moje pomysły: Czy to nie byłoby zabawne, gdyby... Chociaż większość z nich jest przerażająca, to kiedy je opowiadam, niemal wszystkie wywołują wesołość, i to niezależnie od moich intencji.
Tak czy inaczej, zacząłem od pomysłu z DELETE, a potem nie tyle tkałem materię opowieści, co raczej oglądałem w myślach oderwane obrazy. Widziałem jak ten gość (początkowo zawsze ma moją twarz, aż do chwili, kiedy biorę się za pisanie i muszę nadać mu jakieś imię) usuwa wiszące na ścianie obrazy, fotele w salonie, Nowy Jork i pojęcie wojny. Potem zaczął wstawiać rozmaite rzeczy, które natychmiast pojawiały się na świecie.
A później pomyślałem: "Dajmy mu więc żonę-sekutnicę, może ją usunie... i kogoś, kogo chciałby wstawić w to miejsce..." Jeszcze później mimo wszystko zasnąłem, a kiedy obudziłem się rano, czułem się już całkiem nieźle. Zatrucie należało do przeszłości, opowiadanie - nie. Napisałem je; co prawda, jak sami się przekonacie, różni się trochę od pierwotnego pomysłu, ale to całkiem normalne.
Chyba nie muszę wyrażać się jeszcze jaśniej, prawda? Nie robi się tego dla pieniędzy, tylko po to, żeby się dobrze poczuć. Człowiek, dla którego taki powód to za mało, jest nic nie wart. To opowiadanie odpłaciło mi się zdrowym snem akurat wtedy, kiedy tego właśnie potrzebowałem. Ja zrewanżowałem mu się nadając mu konkretna formę, czego bardzo pragnęło. Cała reszta to tylko skutki uboczne.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalia97.keep.pl
  •